16 lipca 2013

#32

'Tańczyliśmy spokojnie w rytm muzyki.
- Kocham cię moja żono - szepnął mi do ucha.
- Ja cię też, mój mężu - uśmiechnęłam się do niego. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i ponownie się pocałowaliśmy.
To był najpiękniejszy dzień mojego życia.... Oczywiście zaraz po tym jak się poznaliśmy...'

     Spojrzałem na ostatnią linijkę i już nie hamowałem swoich łez.  
- Och Justine tak bardzo mi cię brakuje.. - szepnąłem.
Dzień jej śmierci na zawsze zapadł w mojej pamięci. Nigdy nie zapomnę naszego pożegnania...

~*~
      Od naszego ślubu minęły jakieś dwa tygodnie. Leżeliśmy w moim łóżku. Czytałem jakąś książkę, a ona spała. Przez sen bawiła się moimi palcami. Była coraz częściej zmęczona i więcej spała. Czułem, że nieubłaganie zbliżamy się do końca. Przerwałem czytanie i patrzyłem na jej piękną twarz. Ona otworzyła delikatnie swoje powieki i spojrzała głęboko w moje oczy.
- Pocałuj mnie - szepnęła.
Nachyliłem się nad jej twarzą i delikatnie musnąłem jej wargi. Ona wplotła swoje place w kosmyki moich włosów. Nasz spokojny całus przeradzał się w coraz bardziej namiętny pocałunek. Kiedy oboje odsunęliśmy się od siebie, zaczerpnęliśmy głośno powietrza. Uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Louis ja czuję, że to jest coraz bliżej - wtuliła się w mój tors, a ja objąłem ją ramieniem i pocałowałem jej głowę.
- Kocham cię Justine - tylko to byłem w stanie z siebie wydusić.
Ona złapała mój policzek w swoją delikatną dłoń i ponownie spojrzała w moje oczy. Zatonąłem w jej pięknych tęczówkach.
- Też cię kocham Louis - musnęła moje wargi - Pamiętaj o mnie kochany.
- Nigdy o tobie nie zapomnę słońce. Blisko, daleko, gdziekolwiek będziesz zawszę znajdę cię w swoim sercu. Wierzę, że zostaniesz tam na zawsze. Moje serce będzie trwać i trwać.. I czekać na ciebie w snach i marzeniach. Jesteś tu i dzięki temu niczego się nie boję. I ja wiem, że moje serce przetrwa. Pozostaniemy tak na wieki. Będziesz zawsze bezpieczna w moim sercu. Zawsze. - skończyłem, a ona pocałowała mnie namiętnie. Odwróciła się i zajrzała do szuflady w szafce nocnej.
- To dla ciebie - podała mi jakiś zeszyt - Otwórz po moim pogrzebie - złapała moją dłoń.
- Dobrze - pocałowałem jej czoło i odłożyłem zeszyt z boku - Dziękuje.
Leżeliśmy tak wtuleni w siebie z kilka godzin. Nuciłem jej ukochaną piosenkę i bawiłem się kosmykami jej rudych włosów. W pewnej chwili poczułem, że jej ciało zrobiło się o wiele cięższe. Spojrzałem na jej twarz. Wyglądała tak jakby pogrążona była we śnie. Na jej ustach widniał zarys uśmiechu. Przysunąłem ucho do jej twarzy i okazało się, że nie oddycha. Do moich oczu napłynęły łzy. Położyłem ją delikatnie na łóżku i musnąłem jej wargi po raz ostatni. Przykryłem jej ciało kołdrą i wyjąłem komórkę.
- Clear.. - mój głos się łamał - przyślij do nas karetkę. Proszę..
- Louis czy ona oddycha? - dopytywała.
- Niee - ledwo wydusiłem słowo i rzuciłem telefonem o ścianę. Opadłem na ziemię i zacząłem wyć jak małe dziecko.
- Louis - do pokoju wbiegł Harry - O mój boże - dodał jak spojrzał w stronę Jus. Podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił. Nie myśląc nad niczym wtuliłem się w ciało przyjaciela i płakałem na jego ramieniu, a on razem ze mną...
~*~

      Spojrzałem w niebo i zaczerpnąłem powietrza. Zabrakło jej nam wszystkim. Jej uśmiechu i radosnego podejścia do świata. Przez pierwsze miesiące nie mogliśmy się ze sobą dogadać. Zamknąłem się w sobie. Nasz zespół też na tym ucierpiał. Na szczęście niektórzy fani byli wyrozumiali. Ale fale krytyki i tak pogarszały mój nastrój. Dobrze, że ta czwórka idiotów była przy mnie. Żeby nie oni to nie wiem czy dałbym radę wrócić choć trochę do normalności. Czasem tęsknie za koncertowaniem i wygłupianiem się na scenie. Chłopaki są szczęśliwi i to mnie cieszy. Harry i Mia mieszkają razem. Liam i Danielle są zaręczeni. Zayn i Perrie też żyją razem. Niall na razie jest sam, ale on jedyny został w rynku muzycznym. Komponuje utwory dla innych i jest zadowolony. Ze mną jest trochę gorzej. Kupiłem mały dom pod Doncaster, blisko cmentarza. Codziennie odwiedzam mamę i moją teściową. Od śmierci Jus zamieszkały razem. Jakoś starają się trzymać.
     Ponownie zerknąłem na zniszczony zeszyt. Przewróciłem na ostatnią stronę, a tam ujrzałem tylko: 'Twoja Justine.' Uśmiechnąłem się pod nosem. Zacząłem przyglądać się tylnej okładce zeszytu i dostrzegłem, że jest o wiele grubsza niż jej przednia część. Odchyliłem papier i ujrzałem schowaną kopertę.
Nie mogłem uwierzyć we własną głupotę. Czytając to codziennie przez prawie dwadzieścia lat nie dostrzegłem tej schowanej koperty. Otworzyłem ją i ujrzałem list.

Kochany Tommo!
Nie wiem kiedy weźmiesz ten list do ręki, ale jestem przekonana, że w chwili kiedy będzie Ci ciężko. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym być teraz obok Ciebie. 
Zobaczyć Twoje piękne lazurowe tęczówki. 
Posmakować Twoich ciepłych warg. 
Zanurzyć swoje dłonie w Twoich miękkich, brązowych włosach. 
Przytulić się do Twojego ciepłego ciała. 
Tak bardzo pragnę być obok. 
Usłyszeć twój anielski głos i niesamowity śmiech.
Zawszę będziesz największą miłością mojego życia. 
Moim najlepszym przyjacielem i wielkim oparciem. 
Bez ciebie nie byłabym tym kim się stałam. 
To niesamowite, ale sprawiłeś, że dzięki Tobie zupełnie inaczej patrzyłam na świat. Zapomniałam o swojej przeszłości i cieszyłam się teraźniejszością. 
Przy Tobie zawsze byłam bezpieczna. 
Louis ja przy Tobie zaczęłam normalnie żyć.
Nigdy nie zapomnę naszych wypadów do wesołego miasteczka. Wspólnego grania w piłkę nożną i oglądania telewizji. Wspaniałych poranków i nocy oczywiście. I naszych namiętnych pocałunków. 
Te wszystkie wspólnie spędzone chwile zawsze będą w naszych sercach i nikt, i nic nam ich nie odbierze.
Gdziekolwiek będę nasza miłość będzie trwać w twoim sercu.
Kocham Cię Louis i tak jak przysięgaliśmy sobie na ślubie, pamiętaj naszej miłości nie rozdzieli nawet śmierć...
Twoja Justine.

     Na jej pięknym piśmie pojawiły się plamy od moich słonych łez.
Ja już tak nie potrafię. To jest za trudne. Wytrzymałem prawie dwadzieścia lat. Zrobiłem karierę tak jak chciała. Starałem się żyć. Udało mi się, ale nadal czuję pustkę. Gdy ona odeszła, umarła też część mnie... Nikt i nic już jej nie wypełni. Nawet przyjaciele. To cholernie samolubne, ale tak bardzo pragnąłem ją zobaczyć i mieć przy sobie. Przy sobie, a nie w snach, nie w głowie, nie w marzeniach.
Tylko tutaj obok. 
     Położyłem zeszyt na nagrobku i spojrzałem na napis.
'Justine Margaret Black
Wspaniała córka, przyjaciółka i żona...
Na zawsze w naszych sercach..'
....
- Przepraszam cię - szepnąłem i sięgnąłem do kieszeni marynarki. Wyjąłem z niej pistolet. Przyglądałem się broni dobre kilka minut. Po jakimś czasie przyłożyłem pistolet pod swoją brodę. Uspokoiłem emocje. Wziąłem głęboki wdech.
- Idę do ciebie Justine! Nareszcie - powiedziałem na głos i pewnie pociągnąłem za spust...


____________________________________________________________
***
No i niestety koniec.
Ten rozdział dedykuję Wam wszystkim :** Bez Was by mnie tu nie było :**

Historia Justine i Louisa dobiegła końca.
Postanowiłam zakończyć to w ten sposób. Wiem, że niektórzy mogą nie być zachwyceni.. Ale trudno, ja postanowiłam zrobić to tak i zrobiłam to.
Zżyłam się z tymi bohaterami i jest mi ciężko coś Wam tu napisać.
 Teraz to i ja płaczę :'-)
Jeszcze ta piosenka w tle mi nie pomaga :-P
....
Dziękuje Wam za wszystkie komentarze. Za wszystkie miłe słowa, które dały mi ogromną motywację do dalszego pisania. Jesteście niezwykli.
To moje pierwsze opowiadanie i jestem bardzo zadowolona.
Cieszę się, że bliskie mi osoby zmusiły mnie do publikowania moich wypocin :-)
Mimo chwilowych dołków dotrwałam do końca.
Dziękuje za wszystko :-**
Mam nadzieje, że pod tym ostatnim rozdziałem każdy z Was napiszę kilka słów.
Będzie mi naprawdę miło :-**

Opowiadanie tu zostanie, nie chcę go usuwać. Zbyt wiele dla mnie znaczy :D

W takim razie żegnam się z Wami na tym blogu :-)
Mam nadzieje, że zobaczymy się na moim drugim opowiadaniu 'Brave'.
Już pojawił się pierwszy rozdział, a w sobotę dodam następny :-)

Mój Twitter i Ask :-)