8 lipca 2013

#30

     Parę tygodni później.
     Czekałam na szpitalnym korytarzu. Nadszedł czas mojej kolejnej comiesięcznej wizyty. Nie przepadałam za tymi wizytami, ale zdążyłam już się przyzwyczaić. Nawet do lekarza zwracałam się po imieniu. Tym razem jednak nie było ze mną Louisa. Miał trasę z chłopakami. Pocieszał mnie fakt, że zapewne świetnie się bawił. Spojrzałam po raz setny na zegarek i zaczęłam się niecierpliwić. Obok mnie usiadła mała dziewczynka. Na oko miała może z siedem lat. Była piękna. Burza blond kręconych loków poruszała się z każdym jej ruchem. W pewnej chwili spojrzała na mnie.
- Czemu tu siedzisz? - spytała beztrosko.
- Jestem chora - powiedziałam spokojnie - Przyszłam porozmawiać z lekarzem.
- O to tak jak ja - wdrapała się na moje kolana - Mam białaczkę - uśmiechnęła się. Była taka radosna i młoda..
- O widzisz to tak jak ja - uśmiechnęłam się do niej.
- O jej. To będziemy się tu często widywać - przytuliła mnie - Już cię lubię.
- Oby jak najczęściej słoneczko - pocałowałam jej główkę.
- Panna Black? - usłyszałyśmy głos pielęgniarki obok i obie spojrzałyśmy na kobietę.
- Tak?
- Może pani wejść - dodała i zniknęła w pomieszczeniu.
- To ja lecę, trzymaj kciuki - zwróciłam się do dziewczynki i weszłam do gabinetu.
W pomieszczeniu było jasno i panował niesamowity porządek. Na środku stało wielkie biurko, a za nim siedział doktor.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Witaj Jus, usiądź proszę - wskazał krzesło obok biurka, a ja spełniłam jego prośbę - Jak się trzymasz? - spytał.
- Nie najgorzej, ale przejdźmy może do konkretów.
- Oczywiście - odnalazł jakieś papiery na biurku - Twój układ odpornościowy słabnie. Rak objął już wszystkie narządy - powiedział zasmucony.
- Ile mi zostało? - starałam się powstrzymać łzy, ale lekarz się wahał.
- Nie chcę się bawić w zgadywanie, Jus.
- Spokojnie, nie pozwę cię jeśli się pomylisz - dodałam.
- Och Jus - uśmiechnął się - Dwa, może trzy miesiące - wydusił to z siebie, a ja zamarłam.
Wstałam z fotela i opuściłam salę. Z moich oczu popłynęły łzy. Niby byłam gotowa na śmierć, ale nie myślałam, ze nadejdzie tak szybko. Po chwili podeszła do mnie mała blondynka.
- Czemu płaczesz? - zaczęła wycierać moje łzy.
- Umieram - szepnęłam.
- Jak wszyscy - złapała moją rękę - Zamiast płakać idź ciesz się życiem. Spójrz na mnie. Zostały mi dwa miesiące, a ja skaczę z radości. Mamusia mówi, że śmierć będzie przyjemna i poczuję ulgę. U ciebie też tak będzie - dodała, a ja mocno przytuliłam jej ciało. Była taka mądra.
- Dziękuje ci - pocałowałam jej główkę - Trzymaj się. Ja już pójdę do domu.
- Pa pa! - machała do mnie rączkami, gdy odchodziłam do drzwi. Kierując się do wyjścia, minęłam znajomą mi pielęgniarkę. Pomagała zawsze przy moich badaniach.
- Clear - przytuliłam ją mocno.
- Justine - odwzajemniła mój gest - Widziałam wyniki. Jak się trzymasz skarbie? - usiadłyśmy na szpitalnych krzesłach.
- Nijak - posmutniałam - Clear, powiedz mi jak to będzie wyglądać?
Ona wzięła głęboki wdech.
- Och słońce... Jak ci to powiedzieć... - zastanowiła się krótko - Niedługo nie będziesz chciała jeść. Będziesz wiecznie spragniona. Czasem pojawi się wysoka gorączka. Coraz częściej będzie ci się chciało spać. Nie będziesz miała prawie w ogóle energii.
- Czy to będzie boleć? - dopytałam.
- Nie - uśmiechnęła się - Damy ci zapas morfiny. Ale wiesz co, będziesz miała piękne sny. Zobaczysz w nich dokładnie to co będziesz chciała widzieć. Zaczniesz mylić rzeczywistość z tymi snami, bo będą takie realne.
- Myślisz, że będę się bać?
- Myślę, że miałaś najgorsze szczęście na świecie. To będzie spokojna śmierć. Bliscy będą przy tobie do końca. Ja pewnie i tak bym się bała - uśmiechnęła się lekko - Ale jak poradzisz sobie z dniami, które ci pozostały tak jak należy, to wszytko będzie tak jak powinno.
- Nienawidzę, kiedy mówisz 'dni' - spojrzałam w jej oczy, a ona się zawahała.
- Aż w końcu, Jus, odpłyniesz - dokończyła.
Spuściłam swój wzrok na stopy.
- Dziękuje ci Clear - przytuliłam ją mocno.
- Trzymaj się, Jus. Cieszę się, że cię poznałam - odwzajemniła mój gest i wstała. Odprowadziłam ją wzrokiem i wyszłam ze szpitala.

      Do domu wróciłam na piechotę. Nie miałam ochoty teraz nikogo oglądać i z nikim rozmawiać. Nie byłam załamana. Od czasu wyjazdu do Ameryki przywykłam do świadomości, że umrę. Mimo to cholernie się bałam. Kompletnie nie wiedziałam jak to będzie. Potrzebowałam rozmowy. Wiedziałam, że Dan jest w pracy, a Mia w szkole. Gdy doszłam do naszego osiedla, wbiegłam do domu Louisa. Stał pusty. Nie było go. Byłam taka głupia. Miał przecież próbę z chłopakami. Pobiegłam, więc do swojego pokoju i zaczęłam rzucać dosłownie wszystkim. Wyciągałam każdy ciuch z szafy i rzucałam nim o ścianę. Rozwaliłam łóżko. Wybiłam szybę w oknie. Rozbiłam też lustro w łazience.
Aż w końcu poczułam się bezsilna i osunęłam się po ścianie. Do oczu napłynęły mi łzy. Płakałam jak małe dziecko i chciałam się tak zwyczajnie się do kogoś przytulić. Gdy tak siedziałam, w pewnej chwili do pokoju wbiegł Lou.
- Jus - usiadł obok i mocno mnie objął. Wtuliłam się w jego tors. Moje nozdrza wypełnił zapach jego perfum i poczułam się bezpieczna. Wszystkie lęki uszły z mojego ciała i miałam ochotę go zwyczajnie pocałować. Złapałam jego twarz w dłonie i złączyłam nasze wargi. Trwaliśmy w długim i namiętnym pocałunku.
- Dzwoniła do mnie Clear. Rzuciłem wszytko i przyjechałem - szepnął. Złapałam jego dłoń i zaczęłam bawić się jego palcami - Ja już nie daje rady Jus - z jego oczu popłynęły łzy. Spojrzałam w jego lazurowe tęczówki - Ja po prostu nie potrafię dać ci odejść. Ja sobie nie poradzę tu sam. Jesteś powodem dla którego oddycham. Czemu to dzieje się tak szybko? Zabierz mnie ze sobą - wtulił się we mnie i płakał na moim ramieniu - Nie odchodź ode mnie.
- Lou, ja zawszę będę z tobą. O tu - wskazałam na jego serce - Zawsze tu będę, rozumiesz? - namiętnie go pocałowałam - Zawsze.
- Jus.. - szepnął, a ja ponownie zatonęłam w jego oczach - Wyjdź za mnie.
- Co? - zdziwiłam się.
- Chcę żebyś została moją żoną - uklęknął przede mną i wyjął maleńkie pudełeczko.
- Louis mówisz serio?
- Oczywiście. Kocham cię i chcę cię poślubić - uśmiechnął się i wyjął pierścionek z pudełka.
- Tak! - krzyknęłam i rzuciłam się na niego - Tak, zostanę twoją żoną - pocałowałam go, a on włożył na mój palec pierścionek.
- Zostawię na razie wszystko. Zrobimy wielkie wesele.. - zaczął wymieniać, a ja mu przerwałam. 
- Jak to zostawisz wszystko? Zespół? Muzykę? - dopytywałam.
- Tak.. Nie.. Nie wiem.. Chcę spędzić z tobą ten ostatni czas.
- Nie waż mi się użalać nad sobą Louis. Masz grać, koncertować, żyć! Rozumiesz! Masz czerpać przyjemność ze wszystkiego co robisz! Nie mów mi kurwa, ze to rzucisz! - krzyczałam na niego.
- Ale Jus.. Tego chciałaś. Prosiłaś bym był zawsze obok. Ja chcę być, zrozum - złapał mój policzek i mnie pocałował.
- Możemy to pogodzić. Zobaczysz. Już ja to załatwię. Nie zostawisz chłopaków, nie dopóki ja żyję - pocałowałam go tak namiętnie, że opadliśmy na moje zniszczone łóżko. Zaczęliśmy się śmiać. Chłopak złapał kosmyk moich włosów i zarzucił go za ucho.
- Wiesz co Jus? Z każdym dniem zakochuję się w tobie na nowo - powiedział, a ja spojrzałam w jego oczy.
- Kocham cię Lou - powiedziałam pewnie.
- Wszystko będzie dobrze - otarł moje łzy i mocno mnie przytulił.


_____________________________________________________________________

***
No moi kochani zbliżamy się pomału do końca :C 
Smutno mi trochę, bo zżyłam się z tymi bohaterami. 
Zostały mi jeszcze ze trzy, może cztery rozdziały. Mam nadzieje, że wytrwacie do końca :D
Czekam na wasze długie komentarze :*** <3 ___________________________________________________________________________________________

Tak poza tym to myślę o nowej historii.  
http://bravefanfiction.blogspot.com/ <== Tutaj macie link. Dodałam już krótki wstęp i dorzucam wam zwiastun! :D
Napiszcie mi co myślicie :-)


Pa :**

16 komentarzy:

  1. O Boże, płaczę jak głupia... Wszystko przez Ciebie, wyzwalasz we mnie tym opowiadaniem takie emocje, o jakie wcześniej bym siebie nie podejrzewała! Wiesz, jak długo nie ryczałam? Bardzo, bardzo długo. Ale to tylko pokazuje, jak niesamowitą jesteś pisarką i osobą <3 Moja curly bratnia duszo <3
    Ta scena w szpitalu... Już nawet nie wiem, co mam mówić. Postać tej małej dziewczynki, pokazałaś ją w tak cudowny sposób, że na wejściu poleciały łzy. I to, że jest tak w gruncie rzeczy dojrzała i pogodzona z losem... coś niesamowitego.
    Serce mi pękało, kiedy czytałam scenę między Justine i Louisem. To nie powinno tak wyglądać. Dlaczego akurat ich spotkało coś takiego? Zakochuję się w tym Twoim Tomlinsonie. Za to, że jest taki dobry. Ja chyba nie umiałabym stworzyć takiego bohatera :)
    I, o Boże, on jej się oświadczył? Już widzę tę niesamowitą scenę ślubu :D I mam przed oczami ostatni kadr "Szkoły uczuć" - oglądałam to setki razy i ciągle rozklejam się tak samo. Po prostu manipulujesz moim zatwardziałym sercem, jestem pod wrażeniem tego, co z nim robisz <3
    Kocham Cię, Curly Sister <3 Pisz, jesteś tak zdolna, że jestem dumna, iż mam taką soul mate :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Płaczę...i to wszystko przez tą historię.Trochę podobne do "Szkoły uczuć" ale jednocześnie inne i za to kocham.Ta mała dziewczynka,ta jej pełnia życia,ta świadomość,że umiera ale jednocześnie nie boi się śmierci..nie no to za wiele dla mnie.W przy twoim opowiadaniu człowiek uświadamia sobie jak ulotne jest życie,jak wszystko w jednym momencie może zacząć się walić! Ale najważniejsze,żeby mieć przy sobie taką osobę jak Lou.Cholernie rozkleiłam się przy ty oświadczynach i przy tych słowach:
    - Nie waż mi się użalać nad sobą Louis. Masz grać, koncertować, żyć! Rozumiesz! Masz czerpać przyjemność ze wszystkiego co robisz! Nie mów mi kurwa, ze to rzucisz! - krzyczałam na niego.
    Kurwa ja tu ryczę jak bóbr,te słowa( Nie zostawisz chłopaków, nie dopóki ja żyję ) ja pierdziele dlaczego takie coś spotyka ich?Dlaczego?Nie wiedziałam,że można przy wiązać się do wymyślonych bohaterów,ale ja się cholernie przywiązałam.Pokochałam Jus...teraz tak cholernie mi żal jej!!!Chciałam aby to wszystko okazało się jakimś cholernym żartem ze strony losu ale nie może bo takie jest życie:(
    Jeszcze ta piosenka,kocham Cie normalnie za to opowiadania....dziewczyno pisz jak najwięcej,bo jest w tobie ogromny talent:D Czekam już na twoją książkę <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ryczę. Beczę jak małe dziecko, a to wszystko przez ciebie, przez to, że napisałaś to opowiadanie, ale i tak je kocham. Jesteś świetna w pisaniu i jest mi smutno, że powoli kończysz to opowiadanie, ale... zarazem cieszę się, że będziesz pisała na nowo. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Płaczę :c Kocham to opowiadanie i szkoda, że już powoli je kończysz :c Fajnie, że zaczynasz pisać nowego bloga :)
    /@AnnYurisistable

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu to jest takie piękne, takie cudne. Ryczę i ryczę... Kocham to opowiadanie, szkoda, że już powoli koniec, ale fajnie, że piszesz już nowe. Smutno mi bo Jus umrze, ale cóż.... nie, nie ona nie może umrzeć! Pozdrawiam,
    N<3

    OdpowiedzUsuń
  6. dlaczego ja zawsze przez ostatnie tw dodane rozdziały płaczę no cóż taka historia musi się tak skończyć nieziemski pomysł ze ślubem :D kocham tego bloga już nie pamiętam jak zaczęłam go czytać ale zaczęłam i bardzo się z tego cieszę jestem z tego dumna że mogłam czytać twoje opowiadanie po twoich zdolnościach mogę powiedzieć że kiedyś jeszcze będę mogła przeczytać coś twojego np książkę
    na pewno świetny będzie następny blog na pewno będę czytać ok koniec bo się jeszcze bardziej porycze dobra do następnego i buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zwykle potrafisz doprowadzić do łez ;C Tak bardzo zżyłam się z naszymi bohaterami no i tym opowiadaniem.. I pomyśleć, że już niedługo będzie koniec historii Jus i Lou. Ale ja na pewno często będę wracała do tej historii i czytała wszystko na nowo :D Mimo wszystko Twoje opowiadanie jest takie inne w sensie, że najlepsze jakie udało mi się znaleźć i czytać ;3 U Ciebie nawet nie ma co krytykować szkoda, że zbliżamy się do końca, ale pocieszam się faktem, że tworzysz już nowe opowiadanie które już widnieje w mojej zakładce "ulubione" bo jestem pewne, że będzie tak samo zajebiste jak to ;3 Nie wiem co jeszcze napisać, ale no Kocham Cię za to co robisz ^^ Życzę duuużej weny żeby pojawił się szybko kolejny rozdział i ciepło pozdrawiam/Klaudia ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział genialny. Popłakałam się. Naprawdę wzruszający, a zarazem ma to "coś". Oby tak dalej.
    @ania2499

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak ta pielęgniarka opowiadała jak będzie wyglądać jej śmierć to od razu przypomniał mi się film "Now Is Good" w roli głównej Dakota Fanning ,na którym płakałam jak głupia i tu też łezka się w oku kręci , strasznie uwielbiam w jaki sposób piszesz . Szkoda , że to końcówka prawie , no ale dobrze, że zaczniesz pisać nowego bloga, który zapowiada się świetnie i na pewno będzie świetny tak jak i ten ;3
    czekam na kolejny , buźki xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ten film był moją inspiracją :-) Ryczalam przy nim jak głupia :')

      Usuń
  10. Ryczę jak głupia. Nie mogę się powstrzymać... Świadomość, że Jus umiera z każdym dniem... Nie wyobrażam sobie jej śmierci i końca tej historii. Jeszcze te zaręczyny. Tutaj to już w ogóle wymiękłam. Naprawdę brak mi słów (chyba po raz pierwszy). Czekam na następny
    friends-and-maybe-love.blogspotcom
    my-life-is-a-big-pain.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytałam wszystkie rozdziały *.*
    Piękna miłość, warto było tutaj zajrzeć. Masz zupełnie inny styl pisania, niż mój i bardzo mi się to podoba. Jus umrze, a Tomlinson nie wiadomo czy sobie poradzi. Może odejdzie razem z nią ? Nie wytrzyma presji ? Czuję, że to końcówka opowiadania. Życzę weny i zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. jejku... To smutne.
    @asienka1470

    OdpowiedzUsuń
  13. Niektóre fragmenty żywcem ściągnięte z "now is good " to troche zniechęca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogladalam ten film przed napisaniem rozdziału i to fakt zainspirowałam się tą sceną.

      Usuń

Czytasz - Skomentuj! To dla mnie bardzo ważne.