16 lipca 2013

#32

'Tańczyliśmy spokojnie w rytm muzyki.
- Kocham cię moja żono - szepnął mi do ucha.
- Ja cię też, mój mężu - uśmiechnęłam się do niego. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i ponownie się pocałowaliśmy.
To był najpiękniejszy dzień mojego życia.... Oczywiście zaraz po tym jak się poznaliśmy...'

     Spojrzałem na ostatnią linijkę i już nie hamowałem swoich łez.  
- Och Justine tak bardzo mi cię brakuje.. - szepnąłem.
Dzień jej śmierci na zawsze zapadł w mojej pamięci. Nigdy nie zapomnę naszego pożegnania...

~*~
      Od naszego ślubu minęły jakieś dwa tygodnie. Leżeliśmy w moim łóżku. Czytałem jakąś książkę, a ona spała. Przez sen bawiła się moimi palcami. Była coraz częściej zmęczona i więcej spała. Czułem, że nieubłaganie zbliżamy się do końca. Przerwałem czytanie i patrzyłem na jej piękną twarz. Ona otworzyła delikatnie swoje powieki i spojrzała głęboko w moje oczy.
- Pocałuj mnie - szepnęła.
Nachyliłem się nad jej twarzą i delikatnie musnąłem jej wargi. Ona wplotła swoje place w kosmyki moich włosów. Nasz spokojny całus przeradzał się w coraz bardziej namiętny pocałunek. Kiedy oboje odsunęliśmy się od siebie, zaczerpnęliśmy głośno powietrza. Uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Louis ja czuję, że to jest coraz bliżej - wtuliła się w mój tors, a ja objąłem ją ramieniem i pocałowałem jej głowę.
- Kocham cię Justine - tylko to byłem w stanie z siebie wydusić.
Ona złapała mój policzek w swoją delikatną dłoń i ponownie spojrzała w moje oczy. Zatonąłem w jej pięknych tęczówkach.
- Też cię kocham Louis - musnęła moje wargi - Pamiętaj o mnie kochany.
- Nigdy o tobie nie zapomnę słońce. Blisko, daleko, gdziekolwiek będziesz zawszę znajdę cię w swoim sercu. Wierzę, że zostaniesz tam na zawsze. Moje serce będzie trwać i trwać.. I czekać na ciebie w snach i marzeniach. Jesteś tu i dzięki temu niczego się nie boję. I ja wiem, że moje serce przetrwa. Pozostaniemy tak na wieki. Będziesz zawsze bezpieczna w moim sercu. Zawsze. - skończyłem, a ona pocałowała mnie namiętnie. Odwróciła się i zajrzała do szuflady w szafce nocnej.
- To dla ciebie - podała mi jakiś zeszyt - Otwórz po moim pogrzebie - złapała moją dłoń.
- Dobrze - pocałowałem jej czoło i odłożyłem zeszyt z boku - Dziękuje.
Leżeliśmy tak wtuleni w siebie z kilka godzin. Nuciłem jej ukochaną piosenkę i bawiłem się kosmykami jej rudych włosów. W pewnej chwili poczułem, że jej ciało zrobiło się o wiele cięższe. Spojrzałem na jej twarz. Wyglądała tak jakby pogrążona była we śnie. Na jej ustach widniał zarys uśmiechu. Przysunąłem ucho do jej twarzy i okazało się, że nie oddycha. Do moich oczu napłynęły łzy. Położyłem ją delikatnie na łóżku i musnąłem jej wargi po raz ostatni. Przykryłem jej ciało kołdrą i wyjąłem komórkę.
- Clear.. - mój głos się łamał - przyślij do nas karetkę. Proszę..
- Louis czy ona oddycha? - dopytywała.
- Niee - ledwo wydusiłem słowo i rzuciłem telefonem o ścianę. Opadłem na ziemię i zacząłem wyć jak małe dziecko.
- Louis - do pokoju wbiegł Harry - O mój boże - dodał jak spojrzał w stronę Jus. Podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił. Nie myśląc nad niczym wtuliłem się w ciało przyjaciela i płakałem na jego ramieniu, a on razem ze mną...
~*~

      Spojrzałem w niebo i zaczerpnąłem powietrza. Zabrakło jej nam wszystkim. Jej uśmiechu i radosnego podejścia do świata. Przez pierwsze miesiące nie mogliśmy się ze sobą dogadać. Zamknąłem się w sobie. Nasz zespół też na tym ucierpiał. Na szczęście niektórzy fani byli wyrozumiali. Ale fale krytyki i tak pogarszały mój nastrój. Dobrze, że ta czwórka idiotów była przy mnie. Żeby nie oni to nie wiem czy dałbym radę wrócić choć trochę do normalności. Czasem tęsknie za koncertowaniem i wygłupianiem się na scenie. Chłopaki są szczęśliwi i to mnie cieszy. Harry i Mia mieszkają razem. Liam i Danielle są zaręczeni. Zayn i Perrie też żyją razem. Niall na razie jest sam, ale on jedyny został w rynku muzycznym. Komponuje utwory dla innych i jest zadowolony. Ze mną jest trochę gorzej. Kupiłem mały dom pod Doncaster, blisko cmentarza. Codziennie odwiedzam mamę i moją teściową. Od śmierci Jus zamieszkały razem. Jakoś starają się trzymać.
     Ponownie zerknąłem na zniszczony zeszyt. Przewróciłem na ostatnią stronę, a tam ujrzałem tylko: 'Twoja Justine.' Uśmiechnąłem się pod nosem. Zacząłem przyglądać się tylnej okładce zeszytu i dostrzegłem, że jest o wiele grubsza niż jej przednia część. Odchyliłem papier i ujrzałem schowaną kopertę.
Nie mogłem uwierzyć we własną głupotę. Czytając to codziennie przez prawie dwadzieścia lat nie dostrzegłem tej schowanej koperty. Otworzyłem ją i ujrzałem list.

Kochany Tommo!
Nie wiem kiedy weźmiesz ten list do ręki, ale jestem przekonana, że w chwili kiedy będzie Ci ciężko. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym być teraz obok Ciebie. 
Zobaczyć Twoje piękne lazurowe tęczówki. 
Posmakować Twoich ciepłych warg. 
Zanurzyć swoje dłonie w Twoich miękkich, brązowych włosach. 
Przytulić się do Twojego ciepłego ciała. 
Tak bardzo pragnę być obok. 
Usłyszeć twój anielski głos i niesamowity śmiech.
Zawszę będziesz największą miłością mojego życia. 
Moim najlepszym przyjacielem i wielkim oparciem. 
Bez ciebie nie byłabym tym kim się stałam. 
To niesamowite, ale sprawiłeś, że dzięki Tobie zupełnie inaczej patrzyłam na świat. Zapomniałam o swojej przeszłości i cieszyłam się teraźniejszością. 
Przy Tobie zawsze byłam bezpieczna. 
Louis ja przy Tobie zaczęłam normalnie żyć.
Nigdy nie zapomnę naszych wypadów do wesołego miasteczka. Wspólnego grania w piłkę nożną i oglądania telewizji. Wspaniałych poranków i nocy oczywiście. I naszych namiętnych pocałunków. 
Te wszystkie wspólnie spędzone chwile zawsze będą w naszych sercach i nikt, i nic nam ich nie odbierze.
Gdziekolwiek będę nasza miłość będzie trwać w twoim sercu.
Kocham Cię Louis i tak jak przysięgaliśmy sobie na ślubie, pamiętaj naszej miłości nie rozdzieli nawet śmierć...
Twoja Justine.

     Na jej pięknym piśmie pojawiły się plamy od moich słonych łez.
Ja już tak nie potrafię. To jest za trudne. Wytrzymałem prawie dwadzieścia lat. Zrobiłem karierę tak jak chciała. Starałem się żyć. Udało mi się, ale nadal czuję pustkę. Gdy ona odeszła, umarła też część mnie... Nikt i nic już jej nie wypełni. Nawet przyjaciele. To cholernie samolubne, ale tak bardzo pragnąłem ją zobaczyć i mieć przy sobie. Przy sobie, a nie w snach, nie w głowie, nie w marzeniach.
Tylko tutaj obok. 
     Położyłem zeszyt na nagrobku i spojrzałem na napis.
'Justine Margaret Black
Wspaniała córka, przyjaciółka i żona...
Na zawsze w naszych sercach..'
....
- Przepraszam cię - szepnąłem i sięgnąłem do kieszeni marynarki. Wyjąłem z niej pistolet. Przyglądałem się broni dobre kilka minut. Po jakimś czasie przyłożyłem pistolet pod swoją brodę. Uspokoiłem emocje. Wziąłem głęboki wdech.
- Idę do ciebie Justine! Nareszcie - powiedziałem na głos i pewnie pociągnąłem za spust...


____________________________________________________________
***
No i niestety koniec.
Ten rozdział dedykuję Wam wszystkim :** Bez Was by mnie tu nie było :**

Historia Justine i Louisa dobiegła końca.
Postanowiłam zakończyć to w ten sposób. Wiem, że niektórzy mogą nie być zachwyceni.. Ale trudno, ja postanowiłam zrobić to tak i zrobiłam to.
Zżyłam się z tymi bohaterami i jest mi ciężko coś Wam tu napisać.
 Teraz to i ja płaczę :'-)
Jeszcze ta piosenka w tle mi nie pomaga :-P
....
Dziękuje Wam za wszystkie komentarze. Za wszystkie miłe słowa, które dały mi ogromną motywację do dalszego pisania. Jesteście niezwykli.
To moje pierwsze opowiadanie i jestem bardzo zadowolona.
Cieszę się, że bliskie mi osoby zmusiły mnie do publikowania moich wypocin :-)
Mimo chwilowych dołków dotrwałam do końca.
Dziękuje za wszystko :-**
Mam nadzieje, że pod tym ostatnim rozdziałem każdy z Was napiszę kilka słów.
Będzie mi naprawdę miło :-**

Opowiadanie tu zostanie, nie chcę go usuwać. Zbyt wiele dla mnie znaczy :D

W takim razie żegnam się z Wami na tym blogu :-)
Mam nadzieje, że zobaczymy się na moim drugim opowiadaniu 'Brave'.
Już pojawił się pierwszy rozdział, a w sobotę dodam następny :-)

Mój Twitter i Ask :-)

12 lipca 2013

#31

Na wstępie zapraszam was na mojego nowego bloga - Brave!
Pierwszy rozdział pojawi się jak zakończę to opowiadanie :-)
____________________________________________________________________


Siedzieliśmy z Louisem przed telewizorem i graliśmy w Fifę. Dochodziła godzina dwudziesta, gdy do salonu wparował Harry.
- Dobra stary. Zbieraj dupę. Wieczór kawalerski czeka - usiadł na fotelu, na przeciwko nas.
- Ale ja nie chce iść - chłopak zaczął się ociągać.
- Taa jasne - uśmiechnęłam się - Leć i baw się dobrze. Ja w sumie też miałam iść do dziewczyn - zapewniłam go.
- Oj dobra. Już nie mogę się doczekać jutra - pocałował mnie namiętnie.
- Ja też Lou, ale jak zaraz nie wyjdziesz to chłopaki mnie zlinczują - puściłam oko do Loczka.
- No właśnie stary. Chodź już - pociągnął go za ręce i brunet wstał z kanapy - To trzymaj się rudzielcu - pocałował jeszcze mój policzek.
- Do zobaczenia - po raz ostatni Louis złączył nasze wargi i ze śmiechem wyszli z domu. Wyłączyłam grę i ogarnęłam cały pokój. Po chwili poczułam wibracje w kieszeni. Sięgnęłam po telefon i odczytałam wiadomość od Danielle: 'Widziałam, że Lou już wyszedł, więc zbieraj swoją szanowną dupę i przychodź do nas :-)'. Zaczęłam się śmiać i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i założyłam wygodny dres. Opuściłam dom chłopaków i przeszłam na drugą stronę ulicy. Po chwili znalazłam się w kobiecym raju. Od samego wejścia panował absolutny porządek i pachniało pysznym jedzeniem. Dziewczyny powitały mnie radośnie. Każda miała na sobie podobny do mojego strój, więc odetchnęłam z ulgą. Mia i Perrie zniknęły w kuchni, a Dan zaciągnęła mnie do salonu. Na stole stało mnóstwo pysznie wyglądających przekąsek. Od popcornu i chipsów, po krokieciki i tacos. Obok jedzenia leżało kilkanaście pudełek różnych komedii romantycznych.
- Wiedziałam, że nie będziesz chciała zbytnio imprezować, więc postawiłyśmy na relaks i o to jest babski wieczorek filmowy - uśmiechnęła się dumnie i zaczęła wybierać film.
- Jest cudownie Dan. Dziękuję - usiadłam na kanapie. Po chwili każda zajęła swoje miejsce, a Perrie włączyła pierwszą komedię. Byłam prze szczęśliwa. Wspólny wieczór z przyjaciółkami był o wiele lepszy niż zgonowanie po litrach wypitego alkoholu. Mimo prób, nie mogłam skupić się na filmie. Co chwila myślami byłam kompletnie gdzie indziej. Odczuwałam lekki strach przed jutrem. Chciałam by wszystko było idealnie. Oprócz sukni i kwiatów nie miałam nic do gadania, ponieważ wszystko na siebie wzięły mama i Jay. Były tak szczęśliwe z powodu naszych zaręczyn, że nie chciałam odbierać im tej przyjemności. Trochę mi też ulżyło, bo zorganizowanie ślubu w trzy tygodnie to prawdziwy wyczyn, a ja nawet z suknią miałam problem.
Moje przemyślenia przerwała wibracja mojego telefonu. Wzięłam komórkę do ręki. Na ekranie widniało zdjęcie Louisa. Uśmiechnęłam się pod nosem. Przeprosiłam dziewczyny i zaszyłam się w kuchni.
- Co tam słońce? - spytałam radośnie - Nie ma to jak dzwonić do narzeczonej podczas wieczoru kawalerskiego i patrzeć na tańczące striptizerki - zaczęłam się śmiać, a chłopak dołączył do mnie po chwili.
- Już niedługo narzeczona - wyobrażałam sobie jego promienny uśmiech na twarzy - I nie ma tu striptizerek - dodał.
- Wiesz po Harrym i Zaynie to ja się wszystkiego spodziewam - powiedziałam i znów zaczęliśmy się śmiać.
- Coś w tym jest. A wy co robicie?
- Babski wieczór filmowy.
- O zazdroszczę. Też posiedziałbym przed telewizorem. A tak w ogóle to będziesz spała u mnie czy u dziewczyn? - zapytał.
- Niestety u dziewczyn. Mama i Jay rano przyjeżdżają, więc czeka mnie męka.
- Uu.. Szkoda. Myślałem, że jeszcze sobie porozmawiamy w nocy - powiedział zasmucony.
- Wiem skarbie, ale dziewczyny mi nie pozwolą. Pewnie i tak będę musiała zaraz iść spać, żeby nie mieć worów pod oczami - zaśmiałam się cicho.
- A no tak. Ach wy kobiety. Dla mnie i tak będziesz wyglądała pięknie.
- Wiem Lou, najchętniej założyłabym rurki i twoja turkusową koszulę - uśmiechnęłam się.
- Dla mnie mogłabyś przyjść w samej koszuli - zaczął się śmiać.
- Domyślam się, ale mama i Jay by mnie zabiły.
- Oj tak. Mogłabyś nie doczekać tortu. Dobra słoneczko ja będę kończył, bo już mi tu chłopaki jęczą.
- Do jutra Lou.
- No papa, skarbie - przesłał mi buziaka i zakończył połączenie.
Wróciłam do salonu i pożegnałam się z dziewczynami. Weszłam spokojnie na górę i zaszyłam się w swoim pokoju. Mimo stresu i tak szybko zasnęłam.

Około siódmej obudziła mnie mama.
- Hej słoneczko - pocałowała moje czoło.
- Hej mamuś. Jeszcze pięć minut - schowałam się pod kołdrą, ale bezskutecznie, bo moja rodzicielka szybko mi ją zabrała.
- Nawet o tym nie myśl. Mik do kuchni - dodała i wyszła z pokoju.
Ziewnęłam głośno i wstałam niechętnie z łóżka. Zaszyłam się w łazience. Wzięłam długi i przyjemny prysznic. Zarzuciłam na siebie przygotowaną, nowa bieliznę. Założyłam jeszcze szlafrok i zeszłam na dol. Jak się okazało wszyscy już byli na nogach. Zignorowałam ich i wyszłam z domu. Nie przejmując się swoim strojem przeszłam na druga stronę ulicy i weszłam do domu chłopaków. O dziwo tu też wszyscy latali i szukali przeróżnych rzeczy. Weszłam po schodach na górę i po cichu zaszyłam się w pokoju Louisa.
- Jus - zdziwił się chłopak, ale przerwałam mu i położyłam palec na ustach.
- Stęskniłam się - uśmiechnęłam się tylko i namiętnie pocałowałam jego wargi. Były tak smakowite, że nie mogłam się od niego oderwać. Niestety do pokoju wkroczył Liam.
- Louis czy.. JUS! Co ty tu robisz? Wszyscy cię szukają - powiedział i pociągnął mnie za rękę. Posłałam chłopakowi całusa w powietrzu, a ten podbiegł do mnie i musnął moje wargi. Zaczęliśmy się śmiać, a Liam nie dawał za wygraną.
- Chodź Jus, bo twoja mama cały Londyn przeczesze jeśli zaraz nie wrócisz.
- Ok, ok - posmutniałam i posłusznie poszłam za chłopakiem. Gdy weszłam do domu, wszyscy się na mnie rzucili. Tylko Mia, Perrie i Dan śmiały się jak Liam wyjaśnił gdzie byłam. Jay zaprowadziła mnie do salonu i posadziła na wysokim krześle. Po chwili moje koleżanki i Jay skakały w okół mnie i usiłowały zrobić coś z moim wyglądem. Moje włosy spięły w ładnego koka i wczepiły w niego setki kwiatków. Zrobiły mi delikatny makijaż. Kiedy góra była gotowa moja mama przyniosła moją suknie. Była jak z bajki. Zawsze chciałam mieć długą, śnieżnobiałą suknię i wyglądać w niej jak księżniczka. Miała piękny koronkowy gorset, który zawiązany był długą wstążką, a na jej końcu znajdowały się kwiaty. Reszta była gładka i bez dodatków. Danielle podała mi piękną biżuterię, a Mia założyła welon. Na koniec założyłam wysokie pantofle, a na udo zarzuciłam podwiązkę. Stanęłam wyprostowana przed lustrem i uśmiechnęłam się promiennie. Podobał mi się efekt końcowy.
Obok mnie ustała moja mama. Miała na sobie śliczną, bordową sukienkę. Spojrzała mi w oczy i zaczęła płakać.
- Mamuś nie płacz - zaczęłam wycierać jej łzy.
- Przepraszam, ale wyglądasz tak pięknie - powiedziała, a ja mocno ją przytuliłam i ucałowałam jej policzek.
- O boże Jus! Wyglądasz przepięknie! - usłyszałam głos Loczka.
- Harry co ty tu robisz? - zdziwiłam się.
- Louis kazał mi sprawdzić czy wszystko w porządku - podszedł do mnie - Jak cię zobaczy to mu szczęka opadnie.
- No ja myślę - uśmiechnęłam się i przytuliłam przyjaciela - Teraz tylko dowieź go na miejsce - zaczęłam się śmiać.
- Załatwione - pocałował mój policzek i się zmył.
- My też musimy się zbierać - dodała Jay i podała mi do rąk bukiet lilii. Herbaciane lilie. Uwielbiałam te kwiaty. Spojrzałam jeszcze raz w swoje odbicie w lustrze i z uśmiechem wyszłam z domu. Danielle pomogła mi wsiąść do auta i odjechaliśmy.

       Ślub odbył się na świeżym powietrzu. Miejsce było cudowne. Piaszczysta plaża. W oddali morze. Niedaleko wielkiego namiotu ustawione były krzesła na których siedzieli zaproszeni goście. Kawałek dalej stał pastor, chłopaki, moje przyjaciółki i mój Louis. Wszędzie stały wazony z herbacianymi liliami i różami. Widok był niezwykły. Kiedy wysiadłam z samochodu, wzrok wszystkich przeniósł się na moją osobę. Spojrzałam na Louisa i zauważyłam na jego twarzy ogromny uśmiech. Złapałam mamę za rękę i stanęłyśmy na początku długiego dywanu. Rozbrzmiała muzyka i razem z moją rodzicielką ruszyłyśmy w stronę mojego narzeczonego. Czułam niesamowitą radość. Każdy z gości uśmiechał się do mnie i cieszył z mojego szczęścia. Gdy wreszcie dodarłam do bruneta, spojrzałam w jego lazurowe tęczówki.
- Pięknie wyglądasz - szepnął.
- Ty również - uśmiechnęłam się i odwróciliśmy się w stronę pastora.
- Zebraliśmy się tu dziś, by połączyć tę wspaniałą parę zakochanych, młodych ludzi w związek małżeński - powiedział pastor, a Harry przysunął pod nasze ręce obrączki. Louis wziął mniejszą z nich i zaczął swoją przysięgę:
- Ja Louis William Tomlinson biorę ciebie Justine Margaret Black za żonę i pragnę trwać przy tobie na dobre i na złe; w zdrowiu i w chorobie; w bogactwie i biedzie; w miłości. Będę cię miłować tak długo aż będę żył i obiecuję kochać cię w każdym momencie wieczności - zakończył i włożył na mój palec pierścionek. Potem ja chwyciłam jego obrączkę i powtórzyłam całą przysięgę. Założyłam na jego rękę pierścionek i szepnęłam jeszcze:
- Kocham cię.
- Kocham cię Justine - powiedział głośno.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą - zwrócił się do Louisa. Czekałam na ten moment całą uroczystość. Brunet uśmiechnął się promiennie. Złapał mnie w pasie i namiętnie pocałował. Wszyscy obecni zaczęli klaskać i wiwatować. Kiedy przerwaliśmy, Tommo wziął mnie na ręce i zaniósł do wielkiego namiotu. Wszyscy goście podążyli za nami. Każdy zajął swoje miejsce. Wszyscy wznieśli toast na nasze zdrowie, podczas naszego kolejnego pocałunku. Rozglądając się po sali ujrzałam znajome twarze i cieszyłam się, że mogę zobaczyć tych wszystkich ludzi. Louis złapał moją dłoń i zaprowadził mnie na parkiet. Z głośników zabrzmiały pierwsze dźwięki 'Look After You', a z moich oczu popłynęły łzy radości. Chłopak otarł mój policzek i mocno mnie pocałował. Tańczyliśmy spokojnie w rytm muzyki.
- Kocham cię moja żono - szepnął mi do ucha.
- Ja cię też, mój mężu - uśmiechnęłam się do niego. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i ponownie się pocałowaliśmy.
To był najpiękniejszy dzień mojego życia....


***
No to ten.. To smutne, ale to już jest przedostatni rozdział. 
Został już tylko jeden i od razu powiem, że bd on z perspektywy Louisa.
Mam nadzieje, że się wam spodoba :-)
Czyta was już około 36 osób więc mam nadzieje, że większość z was skomentuje :-P
Do zobaczenia :***

8 lipca 2013

#30

     Parę tygodni później.
     Czekałam na szpitalnym korytarzu. Nadszedł czas mojej kolejnej comiesięcznej wizyty. Nie przepadałam za tymi wizytami, ale zdążyłam już się przyzwyczaić. Nawet do lekarza zwracałam się po imieniu. Tym razem jednak nie było ze mną Louisa. Miał trasę z chłopakami. Pocieszał mnie fakt, że zapewne świetnie się bawił. Spojrzałam po raz setny na zegarek i zaczęłam się niecierpliwić. Obok mnie usiadła mała dziewczynka. Na oko miała może z siedem lat. Była piękna. Burza blond kręconych loków poruszała się z każdym jej ruchem. W pewnej chwili spojrzała na mnie.
- Czemu tu siedzisz? - spytała beztrosko.
- Jestem chora - powiedziałam spokojnie - Przyszłam porozmawiać z lekarzem.
- O to tak jak ja - wdrapała się na moje kolana - Mam białaczkę - uśmiechnęła się. Była taka radosna i młoda..
- O widzisz to tak jak ja - uśmiechnęłam się do niej.
- O jej. To będziemy się tu często widywać - przytuliła mnie - Już cię lubię.
- Oby jak najczęściej słoneczko - pocałowałam jej główkę.
- Panna Black? - usłyszałyśmy głos pielęgniarki obok i obie spojrzałyśmy na kobietę.
- Tak?
- Może pani wejść - dodała i zniknęła w pomieszczeniu.
- To ja lecę, trzymaj kciuki - zwróciłam się do dziewczynki i weszłam do gabinetu.
W pomieszczeniu było jasno i panował niesamowity porządek. Na środku stało wielkie biurko, a za nim siedział doktor.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Witaj Jus, usiądź proszę - wskazał krzesło obok biurka, a ja spełniłam jego prośbę - Jak się trzymasz? - spytał.
- Nie najgorzej, ale przejdźmy może do konkretów.
- Oczywiście - odnalazł jakieś papiery na biurku - Twój układ odpornościowy słabnie. Rak objął już wszystkie narządy - powiedział zasmucony.
- Ile mi zostało? - starałam się powstrzymać łzy, ale lekarz się wahał.
- Nie chcę się bawić w zgadywanie, Jus.
- Spokojnie, nie pozwę cię jeśli się pomylisz - dodałam.
- Och Jus - uśmiechnął się - Dwa, może trzy miesiące - wydusił to z siebie, a ja zamarłam.
Wstałam z fotela i opuściłam salę. Z moich oczu popłynęły łzy. Niby byłam gotowa na śmierć, ale nie myślałam, ze nadejdzie tak szybko. Po chwili podeszła do mnie mała blondynka.
- Czemu płaczesz? - zaczęła wycierać moje łzy.
- Umieram - szepnęłam.
- Jak wszyscy - złapała moją rękę - Zamiast płakać idź ciesz się życiem. Spójrz na mnie. Zostały mi dwa miesiące, a ja skaczę z radości. Mamusia mówi, że śmierć będzie przyjemna i poczuję ulgę. U ciebie też tak będzie - dodała, a ja mocno przytuliłam jej ciało. Była taka mądra.
- Dziękuje ci - pocałowałam jej główkę - Trzymaj się. Ja już pójdę do domu.
- Pa pa! - machała do mnie rączkami, gdy odchodziłam do drzwi. Kierując się do wyjścia, minęłam znajomą mi pielęgniarkę. Pomagała zawsze przy moich badaniach.
- Clear - przytuliłam ją mocno.
- Justine - odwzajemniła mój gest - Widziałam wyniki. Jak się trzymasz skarbie? - usiadłyśmy na szpitalnych krzesłach.
- Nijak - posmutniałam - Clear, powiedz mi jak to będzie wyglądać?
Ona wzięła głęboki wdech.
- Och słońce... Jak ci to powiedzieć... - zastanowiła się krótko - Niedługo nie będziesz chciała jeść. Będziesz wiecznie spragniona. Czasem pojawi się wysoka gorączka. Coraz częściej będzie ci się chciało spać. Nie będziesz miała prawie w ogóle energii.
- Czy to będzie boleć? - dopytałam.
- Nie - uśmiechnęła się - Damy ci zapas morfiny. Ale wiesz co, będziesz miała piękne sny. Zobaczysz w nich dokładnie to co będziesz chciała widzieć. Zaczniesz mylić rzeczywistość z tymi snami, bo będą takie realne.
- Myślisz, że będę się bać?
- Myślę, że miałaś najgorsze szczęście na świecie. To będzie spokojna śmierć. Bliscy będą przy tobie do końca. Ja pewnie i tak bym się bała - uśmiechnęła się lekko - Ale jak poradzisz sobie z dniami, które ci pozostały tak jak należy, to wszytko będzie tak jak powinno.
- Nienawidzę, kiedy mówisz 'dni' - spojrzałam w jej oczy, a ona się zawahała.
- Aż w końcu, Jus, odpłyniesz - dokończyła.
Spuściłam swój wzrok na stopy.
- Dziękuje ci Clear - przytuliłam ją mocno.
- Trzymaj się, Jus. Cieszę się, że cię poznałam - odwzajemniła mój gest i wstała. Odprowadziłam ją wzrokiem i wyszłam ze szpitala.

      Do domu wróciłam na piechotę. Nie miałam ochoty teraz nikogo oglądać i z nikim rozmawiać. Nie byłam załamana. Od czasu wyjazdu do Ameryki przywykłam do świadomości, że umrę. Mimo to cholernie się bałam. Kompletnie nie wiedziałam jak to będzie. Potrzebowałam rozmowy. Wiedziałam, że Dan jest w pracy, a Mia w szkole. Gdy doszłam do naszego osiedla, wbiegłam do domu Louisa. Stał pusty. Nie było go. Byłam taka głupia. Miał przecież próbę z chłopakami. Pobiegłam, więc do swojego pokoju i zaczęłam rzucać dosłownie wszystkim. Wyciągałam każdy ciuch z szafy i rzucałam nim o ścianę. Rozwaliłam łóżko. Wybiłam szybę w oknie. Rozbiłam też lustro w łazience.
Aż w końcu poczułam się bezsilna i osunęłam się po ścianie. Do oczu napłynęły mi łzy. Płakałam jak małe dziecko i chciałam się tak zwyczajnie się do kogoś przytulić. Gdy tak siedziałam, w pewnej chwili do pokoju wbiegł Lou.
- Jus - usiadł obok i mocno mnie objął. Wtuliłam się w jego tors. Moje nozdrza wypełnił zapach jego perfum i poczułam się bezpieczna. Wszystkie lęki uszły z mojego ciała i miałam ochotę go zwyczajnie pocałować. Złapałam jego twarz w dłonie i złączyłam nasze wargi. Trwaliśmy w długim i namiętnym pocałunku.
- Dzwoniła do mnie Clear. Rzuciłem wszytko i przyjechałem - szepnął. Złapałam jego dłoń i zaczęłam bawić się jego palcami - Ja już nie daje rady Jus - z jego oczu popłynęły łzy. Spojrzałam w jego lazurowe tęczówki - Ja po prostu nie potrafię dać ci odejść. Ja sobie nie poradzę tu sam. Jesteś powodem dla którego oddycham. Czemu to dzieje się tak szybko? Zabierz mnie ze sobą - wtulił się we mnie i płakał na moim ramieniu - Nie odchodź ode mnie.
- Lou, ja zawszę będę z tobą. O tu - wskazałam na jego serce - Zawsze tu będę, rozumiesz? - namiętnie go pocałowałam - Zawsze.
- Jus.. - szepnął, a ja ponownie zatonęłam w jego oczach - Wyjdź za mnie.
- Co? - zdziwiłam się.
- Chcę żebyś została moją żoną - uklęknął przede mną i wyjął maleńkie pudełeczko.
- Louis mówisz serio?
- Oczywiście. Kocham cię i chcę cię poślubić - uśmiechnął się i wyjął pierścionek z pudełka.
- Tak! - krzyknęłam i rzuciłam się na niego - Tak, zostanę twoją żoną - pocałowałam go, a on włożył na mój palec pierścionek.
- Zostawię na razie wszystko. Zrobimy wielkie wesele.. - zaczął wymieniać, a ja mu przerwałam. 
- Jak to zostawisz wszystko? Zespół? Muzykę? - dopytywałam.
- Tak.. Nie.. Nie wiem.. Chcę spędzić z tobą ten ostatni czas.
- Nie waż mi się użalać nad sobą Louis. Masz grać, koncertować, żyć! Rozumiesz! Masz czerpać przyjemność ze wszystkiego co robisz! Nie mów mi kurwa, ze to rzucisz! - krzyczałam na niego.
- Ale Jus.. Tego chciałaś. Prosiłaś bym był zawsze obok. Ja chcę być, zrozum - złapał mój policzek i mnie pocałował.
- Możemy to pogodzić. Zobaczysz. Już ja to załatwię. Nie zostawisz chłopaków, nie dopóki ja żyję - pocałowałam go tak namiętnie, że opadliśmy na moje zniszczone łóżko. Zaczęliśmy się śmiać. Chłopak złapał kosmyk moich włosów i zarzucił go za ucho.
- Wiesz co Jus? Z każdym dniem zakochuję się w tobie na nowo - powiedział, a ja spojrzałam w jego oczy.
- Kocham cię Lou - powiedziałam pewnie.
- Wszystko będzie dobrze - otarł moje łzy i mocno mnie przytulił.


_____________________________________________________________________

***
No moi kochani zbliżamy się pomału do końca :C 
Smutno mi trochę, bo zżyłam się z tymi bohaterami. 
Zostały mi jeszcze ze trzy, może cztery rozdziały. Mam nadzieje, że wytrwacie do końca :D
Czekam na wasze długie komentarze :*** <3 ___________________________________________________________________________________________

Tak poza tym to myślę o nowej historii.  
http://bravefanfiction.blogspot.com/ <== Tutaj macie link. Dodałam już krótki wstęp i dorzucam wam zwiastun! :D
Napiszcie mi co myślicie :-)


Pa :**

3 lipca 2013

#29

     Siedziałam na naszych bagażach w holu, gdy chłopaki dopełniali formalności z hotelową recepcjonistką. Tak szybko zleciał ten czas. Nigdy nie przepuszczałam, że wyjazd do Ameryki, aż tak odmieni moje życie. Wczorajszy dzień uznałam za udany. Wszystko sobie przemyślałam i doszłam do wniosku, że dobrze zrobiłam. Szkoda tylko, że nie udało mi się porozmawiać z ojcem, ale i tak czuję się lepiej. To chyba w tym wszystkim najważniejsze.
     W pewnej chwili podszedł do mnie Harry.
- Co tak rozmyślasz śliczna? - objął mnie w pasie.
- Nic Loczek, dobrze mi tu - odpowiedziałam i mocniej wtuliłam się w jego tors. Chłopak się tylko uśmiechnął i podniósł moje ciało z walizek. Postawił mnie na podłodze i wziął swoje bagaże. Reszta też po chwili do nas podeszła i każdy złapał swoje rzeczy. Louis podał mi najlżejszą walizkę, a resztę wziął sam. Uśmiechnęłam się promiennie do chłopaka i złapałam jego dłoń. Razem ruszyliśmy do czekających taksówek. Samochody w kilka minut dowiozły nas na lotnisko. Bez większych problemów zajęliśmy swoje miejsca i niedługo potem samolot odleciał.

     Podróż trwała już od dobrej godziny, a ja mimo zmęczenia nie mogłam zasnąć. Louis słodko pochrapywał na moim ramieniu. W mojej głowie kłębiły się różne myśli. Czułam radość przemieszaną z niepokojem. Cieszyłam się z powrotu do Anglii, ale bałam się rozmowy z mamą. Całość lekko ułatwiał fakt, że Louis poinformował już wszystkich o mojej chorobie, w tym moją mamę. Mimo to strasznie bałam się jej reakcji. Nie za bardzo chciałam o tym wszystkim rozmawiać. Wolałabym zapomnieć o białaczce i żyć jak dawniej. Tak jakbym nigdy się nie dowiedziała. Mimo to wiedziałam, że ludzie będą się mnie ciągle o to pytać. Czemu? Jak? Co? Ja nie chciałam odpowiadać, bo chyba sama bałam się poznać tych prawdziwych odpowiedzi. Pomimo tych wszystkich niepewności, czułam, że pogodziłam się z losem. Byłam gotowa na wszystko.
      Rozejrzałam się po samolocie. Większość pasażerów słodko spała. Chłopaki też pochrapywali, z wyjątkiem Liama. Uśmiechnęłam się do chłopaka, a on odwzajemnił mój gest.
- Co jest? - szepnął w moim kierunku.
- Boję się.. - lekko posmutniałam - mamy..
Chłopak tylko się uśmiechnął.
- Nie masz się co martwić, ona zaakceptuje twoją decyzję - powiedział.
- Skąd ta pewność?
- Bo ona cię kocha Jus. Tak jak my wszyscy. Traktujemy cię i kochamy jak rodzinę. Wszyscy zaakceptowaliśmy twoje zdanie. Mimo, że niektórzy pewnie w stu procentach nie zgadzają się z twoją decyzją i tak cię rozumieją - wyjaśnił.
- Dziękuje - miałam ochotę go przytulić.
- Idź spać - puścił buziaka w moją stronę, a ja tylko się uśmiechnęłam. Jego słowa lekko mnie uspokoiły. Wtuliłam się w tors Louisa i niedługo potem usnęłam.

      Gdy wylądowaliśmy, było po północy. Harry rzucił się na ziemie i zaczął całować betonową płytę.
- Loczek co ty do cholery robisz? - zdziwił się Zayn.
- Nareszcie ziemia! Już mnie dupa bolała od siedzenia - powiedział, a ja razem z resztą wybuchnęliśmy śmiechem. Odebraliśmy nasze bagaże i ruszyliśmy do samochodów. Niall oczywiście zapodział się w pobliskiej restauracji i musieliśmy go szukać. Kiedy zguba się odnalazła, razem z Louisem postanowiliśmy od razu udać się do Doncaster. Pożegnaliśmy się z chłopakami i odjechaliśmy z lotniska.
     Jak zwykle podczas podróży śpiewaliśmy głośno różne piosenki i śmialiśmy się co chwila. Mimo późnej godziny żadne z nas nie było zmęczone. Całą drogę nie puszczaliśmy swoich rąk i skradaliśmy sobie pocałunki. Gdy podjechaliśmy na podjazd mojego domu, odpięłam swój pas i usiadłam okrakiem na Louisie. Chłopak powstrzymywał się od śmiechu, a ja namiętnie pocałowałam jego usta. Tommo objął mnie mocno i trzymając na rękach wysiadł z samochodu. Nie przerywając namiętnego pocałunku ruszyliśmy w stronę drzwi. Znalazłam zapasowy komplet kluczy w starej doniczce. Mama zawsze miała tam jeden na wszelki wypadek. Otworzyliśmy dom i Louis postawił mnie na ziemi. Zdjęliśmy z siebie płaszcze i buty. Pobiegliśmy na górę do mojego pokoju. Uciekałam przed Louisem, ale bezskutecznie. Chłopak ponownie wziął mnie na ręce i położył na moim łóżku. Szybkim ruchem ściągnęłam z niego jego koszulkę. Przez chwilę podziwiałam jego piękny tors, a on pozbył się moich ubrań. Skradaliśmy sobie pocałunki, a ja zaczęłam bawić się gumką od jego bokserek. Tommo zaśmiał się głośno.
- Nie tak szybko kochanie - szepnął.
- Nie moja wina, że jesteś taki pociągający słoneczko - ruszyłam ponętnie swoimi brwiami i uśmiechnęłam się promiennie.
- Jeśli myślisz, że zrobię to z tobą w domu twojej matki, to się grubo myślisz - pocałował mnie w policzek.
- O co ci chodzi? Możemy iść do twojego jak chcesz - zaczęłam się śmiać, a brunet do mnie dołączył.
Gdy oboje się uspokoiliśmy, chłopak ponownie mnie pocałował i przykrył nasze ciała kołdrą.
- Śpij słoneczko - szepnął mi do ucha i objął mnie ramieniem.
- Dobranoc - odpowiedziałam i po raz ostatni złączyłam nasze usta.

     Przebudziłam się o poranku. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Domyśliłam się, że to mama. Musiała mieć nocną zmianę. Pocałowałam Louisa w policzek. Wstałam z łóżka. Poszłam do łazienki i wzięłam przyjemny prysznic. Zarzuciłam na siebie świeżą bieliznę i koszulkę Louisa. Włosy zebrałam w koka i zeszłam na dół. Rozejrzałam się po całym domu, ale nigdzie nie mogłam znaleźć mojej rodzicielki. Musiała siedzieć na tarasie. Wbiegłam po schodach i poszłam do jej sypialni. Tak jak myślałam, popijała herbatę na balkonie. Podbiegłam do niej i usiadłam jej na kolanach.
- Cześć mamusiu - pocałowałam jej policzek.
- Witaj córciu - przytuliła mnie mocno - Jak się trzymasz? - spytała.
- O dziwo dobrze - uśmiechnęłam się - Mam Louisa przy sobie, chłopaki też cały czas mnie wspierają. Jestem szczęściarą - dodałam radośnie.
- Wiem, wiem. Cieszę się, że masz kogoś takiego. A kiedy w ogóle wróciliście?
- Wczoraj, koło drugiej byliśmy w domu.
- A jak wyjazd?
- Było rewelacyjnie. Romantyczne wieczory z Lou. Wypady szóstką na plażę. Zwiedziłam też trochę miasto. Pokaże ci później zdjęcia. A i odwiedziłam ojca.
- Naprawdę? - zdziwiła się.
- Tak, też jestem w szoku, ale czuję się o wiele lepiej. Nie rozmawiałam z nim. Zostawiłam mu tylko wiadomość.
- To dobrze, a co postanowiłaś zrobić.. no wiesz z chorobą? - widziałam, że jest jej ciężko.
- Nie bądź na mnie zła... Ale nie chcę się leczyć, mamo. Nie chce przechodzić przez to co babcia. Chcę spędzić ten ostatni rok szczęśliwa - wyjaśniłam, a ona chwilę się zastanowiła. Spojrzała w innym kierunku i myślała się nad odpowiedzią.
- Wiesz co... Nie wiem za bardzo co mam ci powiedzieć. Rozumiem twoje zdanie córciu, ale wiedz, że nie popieram go w całości. Uważam, że jesteś młoda i powinnaś walczyć. Nie wyobrażam sobie tego, że za rok ma cię już nie być.. To cholernie trudne córeczko - pocałowała mnie w czoło.
- Wiem mamo - przytuliłam ja mocno.
- No, ale pewnie i tak na nic moje słowa. Już postanowiłaś, co? - spytała, a ja kiwnęłam głową.
- Dobrze - zaczerpnęła powietrza - Jesteś prawie dorosła. Sama musisz zadecydować. Pamiętaj jednak, że nieważne co, ja zawsze będę po twojej stronie.
- Wiem mamuś - przytuliłam ją mocno - Kocham cię - szepnęłam.
- Też cię kocham, a gdzie tamten śpioch? - uśmiechnęła się.
- Dzień dobry! - usłyszałam głos Louisa. Chłopak przeciągał się i właśnie wchodził na taras. Usiadł na przeciwko nas i napił się kawy.
- Pani Black. Uwielbiam pani kawę - uśmiechnął się.
- Cieszę się, że ci smakuje Tommo. Jedzcie kochani, a ja pójdę się przespać. Ciężka noc za mną - wstałam z jej kolan, a ona położyła się do łóżka. Uśmiechnęłam się do Louisa, a on pokazał na swoje nogi. Ze śmiechem podeszłam do niego i usiadłam na kolanach chłopaka. Objęłam jego szyję i pocałowałam delikatnie jego wargi.
- Wyjaśniłyście sobie wszystko? - zapytał, zajadając się kanapkami mojej mamy.
- Myślę, że tak. Wiem, że jest jej ciężko.
- Tak jak nam wszystkim Jus, ale nie martw się. Będziemy z tobą do końca - pocałował mnie namiętnie.
- Wiem słońce.
- Jutro zaczynamy trasę z chłopakami - lekko posmutniał.
- To dobrze - złapałam jego policzek - Cieszę się, że udało się wam zaistnieć. To niesamowite. Zawsze marzyłeś o koncertowaniu przed wielką publicznością - powiedziałam pełna entuzjazmu.
- Wiem Jus, ale trasa wiąże się z wyjazdami. Nie chcę cię zostawiać samej w Londynie.
- Daj spokój, nie będę sama. Jest Dan i Mia. Jak coś mogę zawsze przyjechać do mamy. A poza tym to nie myśl, że będziesz wolny - uśmiechnęłam się - Będę jeździć za tobą po kraju i nie dam ci spokoju - pocałowałam go.
- Taa - zaczął się śmiać - Jutro na pewno wezmę cię ze sobą.
- No ja myślę - zaczęłam się z nim droczyć.
Skończyliśmy jeść śniadanie i postanowiliśmy odwiedzić rodzinę Louisa.
     Gdy tylko przekroczyliśmy próg jego domu, rzuciła się na nas Jay.
- Witajcie słoneczka! - krzyknęła i mocno nas przytuliła - Och ty mój Boobear'ku - ucałowała Louisa w oba policzki, a on się lekko zarumienił. Po chwili podbiegły do nas dziewczyny. Kiedy wszyscy się powitaliśmy, Lottie i Fizzy zaciągnęły mnie do salonu.
- Opowiadaj jak było w Ameryce?! No właśnie mów! - krzyczały na zmianę, a ja się tylko śmiałam. Od tyłu podszedł do mnie Lou i objął mnie rękoma.
- Dajcie jej spokój. To moja dziewczyna - pokazał im język.
- Traktujesz mnie jak przedmiot, o nie! Foch!- zaczęłam udawać złość, a siostry chłopaka tylko się śmiały.
- Nie słoneczko, nigdy - zaczął się bronić brunet.
- No ja myślę, Boobear'ku - uśmiechnęłam się, a on zaczął się śmiać.
- To tekst mojej mamy.
- No co ty nie powiesz - droczyliśmy się jeszcze chwilę. dopóki nie przerwała nam Jay.
- Boobear do kuchni!  Musisz mi pomóc - na te słowa wybuchnęłam śmiechem.
- Już idę, mamo - pocałował mnie i poszedł do swojej rodzicielki. Kiedy chłopak zniknął z moich oczu, odwróciłam się w stronę dziewczyn. One siedziały na podłodze uśmiechnięte.
- No co? - zdziwiłam się.
- Nic - odpowiedziały chórkiem i zaczęły się śmiać.
- Na pewno nic? - dopytałam i zaczęłam wszystkie gilgotać. Niestety źle oceniłam sytuacje i po chwili przybiegły też bliźniaczki. Cała czwórka wylądowała na moim ciele.
- Tommo! Pomocy! - krzyknęłam, a chłopak po chwili zjawił się w salonie.
- O nie! Tylko ja ją mogę gilgotać! Z drogi! - krzyczał i odsuwał ode mnie bliźniaczki. Gdy skończył, rzucił się na mnie i tym razem to on siedział okrakiem na moim ciele i mnie gilgotał.
- Świetnie! - krzyknęłam i nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Złapałam chłopaka za koszulkę i namiętnie go pocałowałam. To trochę go zdezorientowało. Szybkim ruchem obróciłam nasze ciała i znalazłam się na górze.
- I co teraz panie Tommo Tomlinson? - uśmiechnęłam się.
- Serio? Pokonała cię dziewczyna? - do salonu weszła Jay i postawiła ciasto na stole.
- Ona ma przewagę - próbował się bronić.
- Jaką? - zdziwiłyśmy się obie.
- No jest dziewczyną! - krzyknął, a ja zaczęłam się śmiać.
- Też mi powód - pocałowałam go namiętnie i wstałam z jego ciała.
Usiadłam na kanapie obok dziewczynek i zaczęłyśmy jeść pyszne ciasto czekoladowe. Po chwili dosiadł się do nas Louis.
- To co oglądamy? - spytał.
- Titanic'a! - krzyknęły chórkiem dziewczyny, a Louis tylko się uśmiechnął. Włączył film i usiadł obok mnie. Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego tors. Czułam się tak cudownie. Wspólne oglądanie filmu i zajadanie się przekąskami. Dawno nie spędzaliśmy czasu tak zwyczajnie. Brakowało mi tego.
- Lou.. - szepnęłam, a chłopak spojrzał mi w oczy - Kocham cię.
- Też cię kocham Jus - powiedział i namiętnie pocałował moje usta.


***
Ten rozdział nie jest może jakiś super, ale tym razem przynajmniej się nie popłaczecie :-)
Miałam zbyt dobry humor, by napisać coś dramatycznego ;P
Teraz, w wakacje, nie będę dodawać często rozdziałów. Niby nie mam dużo wyjazdów, ale wiem, że wy wyjeżdżacie. Postaram się dodawać co dwa tygodnie coś nowego ;-)
Bajo :**


Jak pojawi się 20 komentarzy to dodam szybciej :D hahah

28 czerwca 2013

#28

    
     Obudziły mnie jasne promienie słońca wpadające przez okno. Leżałam w objęciach Louisa. Spojrzałam na jego piękną twarz. Spał spokojnie, zmęczony wczorajszymi wydarzeniami. Delikatnie gładziłam jego stopy swoimi. Mimo wczorajszej rozmowy z lekarzem, odczuwałam radość. Wiedziałam, że mam wsparcie u Tommo. Kochałam go, a on mnie. Co mi więcej potrzeba?
Bałam się jednak rozmowy z mamą. Wiedziałam, że będzie mi tłumaczyć, że mam się leczyć i walczyć. Ale ja nie chciałam. Gdy pomyślę o babci, to w moim oczach pojawiają się łzy. Widziałam jak się męczyła. Chciała być z nami i walczyła o każdą minutę swojego życia. Tylko jakim kosztem. Dwie trzecie czasu spędziła w szpitalu. Wyczerpana nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Pamiętam do dziś jak siedziałam z nią ostatniego dnia, tuż przed śmiercią...

~ * ~
     Usiadłam przy jej szpitalnym łóżku i od razu złapałam jej dłoń. Trzymałyśmy się tak, jak byśmy chciały na zawsze czuć swój dotyk. Kochałam ją. Mimo zmęczenia z jej ust nie schodził uśmiech. Spojrzałyśmy sobie prosto w oczy. W całym pomieszczeniu była cisza, ale nam to nie przeszkadzało. Chciałyśmy spędzić z sobą możliwie najwięcej czasu. W pewnym momencie babcia mocniej ścisnęła moją dłoń.
- Wnusiu.. - zaczęła, co spowodowało, że mój wzrok poświęcił jej uwagę - Kocham cię nie zapomnij o tym - dodała.
- Babciu też cię kocham - podniosłam się i przytuliłam się do jej chudego ciała.
- Przepraszam cię za wszystko - powiedziała, a ja nie kryłam swoje zdziwienia - Powinnam zmusić swojego syna, żeby był dla ciebie prawdziwym ojcem. Niestety masz po nim tylko zapis w akcie urodzenia. Nawet nazwisko zmieniłaś na matki. Ale nie dziwię ci się. Nie udało mi się zmienić tego zagorzałego uparciucha- zaczęła płakać.
- Babciu nie płacz - otarłam jej łzę z policzka - To nie twoja wina, że ten... że on mnie zostawił. Cieszę się, że ty mnie zrozumiałaś i nie odsunęłaś się ode mnie - pocieszyłam ją.
- Oj Justine, nigdy bym cię nie zostawiła... Co ja mówię? Za chwilę cię zostawię. Po co ja walczyłam? Wszystko na nic - ponownie jej oczy zaszkliły się słonymi łzami - To mój czas. Nadszedł koniec. Teraz jest twoja chwila kochanie. Musisz żyć pełnią życia. Cieszyć się każdą minutą. Nie zmarnuj nigdy czasu. Każdy z nas ma go za mało. Przepraszam cię, mogłam zostawić to wszystko w cholerę i siedzieć w domu. Patrzyć jak się rozwijasz. Niestety wybrałam złą drogę. Dobrze, że twoja matka jest zawsze przy tobie. To wspaniała kobieta i powiedz jej, że ją przepraszam za Marka. Do dziś nie mogę sobie wybaczyć, że was zostawił.
- Babciu - spojrzałam w jej tęczówki - Kocham cię - szepnęłam i zostawiłam całusa na jej policzku. Ona uśmiechnęła się z nadzieją i przymknęła swoje oczy. 
- Też cię kocham. Zaakceptuj swój los słońce - ledwo mówiła - i pamiętaj musisz mu kiedyś wybaczyć - dodała. Lekko posmutniałam i spuściłam wzrok. Ręka mojej babci nagle uwolniła mnie z uścisku. Maszyna do której była podłączona zaczęła wydawać jeden stały dźwięk. Spojrzałam na jej klatkę piersiową. Nie ruszała się. Do moich oczu napłynęły łzy. Podniosłam się z krzesła i poprawiłam jej siwe kosmyki włosów. Pocałowałam jej czoło.
- Będę tęsknić - szepnęłam i przykryłam jej twarz pościelą. Wyszłam z pokoju i siadłam na jednym ze szpitalnych krzeseł. Schowałam swoją twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Czułam się bezsilna. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i moim oczom ukazała się pielęgniarka babci. Przytuliłam ją mocno. Ona odwzajemniła mój gest.
- Twoja babcia kazała ci to dać - podała mi jakiś skrawek papieru - Powiedziała, że będziesz wiedziała co z tym zrobić - dodała i przytuliła mnie jeszcze raz - Trzymaj się słoneczko - szepnęła i odeszła. Schowałam kartkę do kieszeni. Nie chciałam jej teraz oglądać. Spojrzałam jeszcze raz na drzwi od sali babci i ruszyłam w stronę wyjścia. Ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłam mężczyznę, który był moim ojcem. Dzięki temu, że babcia pokazała mi kiedyś jego zdjęcia, nie miałam problemów z jego rozpoznaniem. Pewnym krokiem podeszłam do niego.
- Ona nie żyje! Teraz dopiero raczyłeś się pokazać?! - krzyknęłam na niego.
- Kim ty jesteś?
- Oj zapomniałam się przedstawić. Justine Black, tato - zaakcentowałam ostatnie słowo i spojrzałam w jego oczy. W jednej sekundzie na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie wymieszane z niepokojem.
- Może powiesz mi, że się mylę, co? Mógłbyś mi łaskawie wyjaśnić i powiedzieć dlaczego? Czy gardzisz mną? Czy jesteś dumny z tego, kim jestem? Co ja pierdole? Masz mnie kompletnie w dupie! - gadałam sama ze sobą, a on wciąż milczał, przez co irytował mnie jeszcze bardziej
Po chwili podeszła do nas jakaś kobieta z dzieckiem na rękach.
- Mark, kto to? - spytała.
- Ja.. - zaczął niepewnie - Ja nie mam zielonego pojęcia. Kompletnie nie znam tej dziewczyny. Musiała mnie z kimś pomylić. Chodź kochanie - dokończył jakby nigdy nic i odszedł szybkim krokiem. Zostałam sama na korytarzu. Nie mogłam uwierzyć, że się do mnie nie przyznał. 

~ * ~
     Moje wspomnienia przerwał Louis. Chłopak obudził się i mocno mnie przytulił. Wytarł łzę, która zebrała się na moim policzku.
- Co jest? - spytał spokojnie.
- Myślałam o ojcu - szepnęłam.
Chłopak dostrzegł, że jest mi ciężko i nic nie mówił. Nachylił się nad moją twarzą i pocałował moje usta. Jego dotyk sprawiał, że uchodziła ze mnie złość. Odsunął się ode mnie i pokazał mi swój promienny uśmiech.
- Co zjesz na śniadanie? - zmienił temat, jak dobrze.
- Hmm... Może zrobię naleśniki.
- Cudowny pomysł, ja pójdę wziąć prysznic - musnął jeszcze raz moje wargi i zaszył się w łazience.
Wstałam powoli z łóżka i podeszłam do naszych bagaży. Wzięłam do ręki moją walizkę. Z małej, bocznej kieszonki wyjęłam zwiniętą kartkę. Tę którą zostawiła mi babcia. Przeczytałam jej treść, choć i tak znałam ją na pamięć.
Mark Stewart.
Kancelaria Adwokacka.
270 5th Avenue, Nowy York
- Co to? - spytał Tommo, który jak się okazało stał za mną.
- Wizytówka mojego ojca, dostałam ją od babci - wyjaśniłam.
- Chcesz się z nim spotkać?
- Nie wiem - powiedziałam niepewnie - Czuję, że powinnam tam pójść.
- Iść z tobą? - objął mnie w pasie i oparł swoją brodę na moim ramieniu.
- Tę sprawę chyba będę musiała załatwić sama.
- Dobra, tylko obiecaj, że jak coś to do mnie zadzwonisz.
- Obiecuję - odwróciłam się do chłopaka i złożyłam pocałunek na jego słodkich wargach.
- To teraz marsz do kuchni. Bez śniadania cię nie puszczę - obrócił mnie w stronę kuchni i klepnął na zachętę w tyłek. Oboje poszliśmy coś zjeść.

      Jakieś dwie godziny później jechałam taksówką pod adres na wizytówce. Czułam lekki nie pokój. Sama nie wiedziałam czemu chce to zrobić. Moją niepewność przerwał taksówkarz.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział miłym głosem.
- Dziękuje bardzo - uśmiechnęłam się i zapłaciłam za transport - Miłego dnia - dodałam i wysiadłam z pojazdu.
- Trzymaj się panienko - dodał, a ja zamknęłam drzwi. Po chwili już go nie było. Rozejrzałam się i moją uwagę przykuła tabliczka z nazwiskiem ojca. Wieżowiec był przeogromny. Miał ze trzydzieści pięter. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do środka. Automatyczne drzwi rozsunęły się przede mną i moim oczom ukazało się ogromne pomieszczenie. Podeszłam do lady za którą siedziała jakaś blondynka.
- Dzień dobry - powiedziała oschle - W czym mogę pomóc?
- Ja do.. - zawahałam się - Marka Stewarta.
- Gabinet 150, piętro 29 - powiedziała bez emocji.
- Dzięki - dodałam i ruszyłam do windy. Po kilku sekundach znalazłam się na 29 piętrze. W przestronnym korytarzu były setki drzwi. Ruszyłam nie pewnym krokiem do przodu i zaczęłam odliczać numery na drzwiach - 100, 101, 102... Gdy wreszcie odnalazłam numer 150, odetchnęłam z ulgą. Zapukałam delikatnie i weszłam do gabinetu. Jak się okazało nie było nikogo w środku. Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Na biurku dostrzegłam tabliczkę z jego nazwiskiem i dużo ramek ze zdjęciami. Wyglądał na szczęśliwego ze swoją rodziną. Patrząc na jego córkę zrozumiałam, że popełniłam błąd. Mogłam tu nie przechodzić. Odnalazłam skrawek papieru i długopis. Napisałam mu wiadomość:  
'Przepraszam za to, że Cię obwiniałam
za wszystko, czego nie potrafiłam zrobić
I skrzywdziłam siebie krzywdząc Ciebie
Są dni, kiedy jestem w rozsypce, ale nie przyznam tego
Czasami chcę się ukryć, bo chyba za Tobą tęsknię
Nie wiem tylko dlaczego.... Może pomógłbyś mi zrozumieć?
Gardzisz mną? Czy może jesteś dumny z tego, kim jestem?
Jednak to już nie jest ważne...
To wykracza poza granice... Żeby spróbować cofnąć czas
Ale wiedz, że ci wybaczam...'  

Położyłam ją na środku blatu i wyjęłam zdjęcie babci ze mną z dzieciństwa. Zostawiłam je obok 'listu' i wyszłam. Minęłam jakiegoś mężczyznę, ale nie zwracałam już na to uwagi. Parę minut później znalazłam się przed wieżowcem. Wiatr schłodził moje ciało. Zamknęłam swoje oczy i poczułam w kieszeni wibrację. Wyjęłam komórkę i spojrzałam na ekran. Dostałam sms'a od nieznanego numeru. 'Dziękuję ci' Uśmiechnęłam się pod nosem. Gdy to przeczytałam, poczułam ogromną ulgę. Nie miałam pewności, że wiadomość jest od niego. Mimo to i tak czułam się o wiele lepiej. 'Dzięki babciu' - powiedziałam w myślach.
- Jus.. - usłyszałam swoje imię.
- Lou? - zdziwiłam się.
- Och kotku - przytulił mnie mocno.
- Co ty tu robisz?
- Pomyślałem, że przyda ci się wsparcie - uśmiechnął się do mnie - i jak?
- Nie było go - powiedziałam.
- Przykro mi.
- Nie Tommo, jest w porządku - powiedziałam i pocałowałam go - Myślę, że już mu wybaczyłam. Zrobiłam to dla babci, ale dzięki temu sama czuję się o wiele lepiej.
- To dobrze. Cieszę się - złapał moją dłoń - Chyba musisz zrobić sobie jakąś listę rzeczy i marzeń - dodał.
- Hmm.. To nie głupi pomysł. Ale nie wiem czy im sprostasz - zaczęłam się śmiać.
- Oj razem nam się uda - pocałował mnie namiętnie - Chodź.
- Gdzie idziemy? - spytałam.
- Och skarbie, trzeba się spakować. Jutro wracamy do Londynu - uśmiechnął się i wziął mnie na barana.
- Oj tam - zaczęłam się śmiać i ruszyliśmy do hotelu.



***
Cześć.
Na wstępie dziękuje za komentarze pod poprzednim postem.
Nareszcie wakacje! Summer time :-)
Mam nadzieje, że jesteście zadowoleni z rozdziału. Może nie jest mega długi, ale ja jestem w miarę zadowolona.
 Zostawicie szczere komentarze, ładnie proszę :**

Nie wiem, jak to będzie z rozdziałami w wakacje. Postaram się dodawać je w miarę regularnie. Może jeden na tydzień. Zobaczę jak będzie z moją weną :-)

Aaa.. i życzę miłych wakacji słoneczka! Wypocznijcie i bawcie się! :**

26 czerwca 2013

#27 (Perspektywa Louisa)

      '(...)Złapałam się za czoło i próbowałam zrozumieć co się dzieje. Nie kontrolując swojego ciała, znów upadłam na ziemię...' 
Zatrzymałem się w tym momencie i spojrzałem w niebo. Czemu mnie wtedy przy niej nie było. Nie powinna nigdy upaść na tę cholerną podłogę.
Spojrzałem na zegarek. Od jakiś dwóch godzin siedziałem na cmentarzu. Jej pamiętnik zawsze wciągał mnie tak samo, ale nie lubiłem tego momentu. Cały czas odczuwam winę. Gdybym  był obok może wszystko nie potoczyło by się tak, jak się stało. Powinienem być wtedy przy niej. Cały czas powinna czuć się bezpieczna. Czemu nie zadzwoniła po pierwszym upadku? Rzuciłbym wszystko w cholerę i przyjechał. Niestety wszystkiego dowiedziałem się od pielęgniarki...


~ * ~ 
     Mimo pracy, godziny mijały nam jak minuty. Zabawa na planie była fascynująca. Wygłupialiśmy się jak zawsze i jeszcze nam za to płacili. Niestety wszystko ma jakieś wady. Tu też się bez nich nie obeszło. Minusem był brak Jus. Strasznie tęskniłem za jej cudownym uśmiechem i pragnąłem tak zwyczajnie ją przytulić do swojego ciała. Chłopaki chyba wiedzieli co czuje, bo co jakiś czas każdy starał pocieszać mnie dobrymi gestami wsparcia. Cieszyłem się, że ta piątka stała się dla mnie kimś bliskim. Byli dla mnie braćmi, których nigdy nie miałem. Wiedziałem, że Liam, Harry i Zayn też tęsknią za swoimi dziewczynami, ale Jus była tak niedaleko, a ja nie mogłem być przy niej. Po jakiś trzech godzinach nagrywania moje myśli kompletnie odpłynęły. Wyobrażałem sobie swój powrót do hotelu i planowałem cudowny wieczór z moją dziewczyną. Czułem w nozdrzach zapach jej wspaniałych perfum. Z transu wyrwał mnie Harry.
- Boobear! - krzyknął.
Odwróciłem twarz w jego kierunku.
- No co Loczek? - spytałem, jakby nigdy nic.
- Daj tej swojej pustej głowie trochę spokoju i nie myśl cały czas o Jus. Ona zapewne leniuchuje przed telewizorem i planuje dla ciebie niespodziankę na wieczór - przysiadł obok i poklepał mnie po plecach.
- Może masz rację - szepnąłem.
- Louis! Harry! Ruszcie swoje tłuste tyłki i przyjdźcie tu! - krzyknął Zayn.
- Poczekaj nasz badboy'u, bo z Louisa dupą to trochę potrwa - Harry zaczął się śmiać i klepnął mnie po tyłku. Spojrzałem na niego z udawaną złością i po chwili oboje powstrzymywaliśmy się od śmiechu. Gdy doszliśmy do pozostałej trójki,
zaraziliśmy ich naszym dobrym humorem i niedługo potem wszyscy leżeliśmy ze śmiechu na piasku. Niall chwycił w ręce gitarę i zaczął brzdąkać pierwsze akordy 'Wonderwall'. Siedzieliśmy obok oceanu i śpiewaliśmy graną przez blondyna piosenkę. Ciepłe promienie słońca umijały nam spokojne chwile, ale słone fale co jakiś czas moczyły moje stopy. Dobrze, że miałem tych czubków przy sobie.
     Kiedy tak siedzieliśmy w piątkę, zadzwonił mój telefon. Na mojej twarzy pojawił się zarys uśmiechu, bo miałem nadzieje na to, że dzwoni Jus. Niestety na wyświetlaczu pojawił się nieznany mi numer. Chwilę zastanawiałem się czy odebrać, ale nadawca się nie poddawał. Przesunąłem palcem po ekranie i odebrałem połączenie.
- Hallo?! - krzyknąłem do słuchawki.
- Witam, czy rozmawiam z Louisem Tomlinsonem? - spytała jakaś starsza kobieta.
- Tak. O co chodzi? - zacząłem się niecierpliwić.
- Do naszego szpitala trafiła Justine Black. Z hotelu dowiedzieliśmy się, że dzielił pan z nią pokój.. - zaczęła tłumaczyć, ale ja na dźwięk imienia Jus zamarłem. Chłopaki wpatrywali się we mnie, a Harry szybko wyrwał mi telefon i wziął na głośno mówiący.
- Czy może pan przyjechać, to nie sprawa na telefon - zakończyła pielęgniarka. Ocknąłem się.
- Tak! Będę jak najszybciej się da! - krzyknąłem i zakończyłem połączenie.
- O co chodzi? - spytał Liam.
- Jus! - krzyknąłem i pobiegłem w stronę Paula. Miałem nadzieje, że pożyczy mi swój samochód. Nasz ochroniarz rzucił mi kluczyki i nie czekał na wyjaśnienia.
- Zadzwoń tylko jak coś się dowiesz! - krzyknął, a ja machnąłem porozumiewawczo ręką.
Gdy dobiegłem do samochodu, okazało się, że cała czwórka zajęła już miejsca pasażerów i czekała na mnie. Usiadłem na miejscu kierowcy i szybko odpaliłem samochód.W aucie panowała niezręczna cisza. Miałem to jednak gdzieś. Liczyło się tylko to żeby jak najszybciej dowiedzieć się co z Justine.
     Po jakiś dwudziestu minutach dojechaliśmy do celu. Zaparkowałem pojazd na pobliskim parkingu i pobiegliśmy do szpitala. Widok białych, sterylnych pomieszczeń lekko mnie przerażał, a zapach szpitalnego jedzenia w ogóle nie pomagał. Nie wiedząc gdzie dokładnie mam iść, odszukałem wzrokiem jakiegoś punktu informacyjnego. Podszedłem do siedzącej za biurkiem starszej kobiety.
- Dzień dobry! Czy mogę wiedzieć, gdzie znajduję się Justine Black? - spytałem dosyć spokojnie.
- Chwileczkę - odpowiedziała pielęgniarka i zaczęła coś sprawdzać w komputerze. Niecierpliwiąc się zacząłem stukać placami w blat stołu. Kobieta spojrzała na mnie wymownie. Przeprosiłem ją wzrokiem i przestałem. Po chwili się odezwała.
- Przywieziono ją około godziny temu. Z tego co mi wiadomo znajduje się na izbie przyjęć. Proszę się kierować tym korytarzem - wskazała mi kierunek - i cały czas prosto. Na końcu znajdują się wielkie drzwi i niebieski napis Izba Przyjęć. Nie przeoczy pan - dodała.
- Dziękuje - rzuciłem i ruszyłem we wskazanym kierunku.
Tak jak mówiła pielęgniarka, napis rzucał się w oczy. Pchnąłem z całej siły drzwi i ruszyłem do punktu lekarskiego. Chłopaki usiedli na szpitalnych krzesłach, a ja zaczepiłem jednego z lekarzy.
- Mogę wiedzieć co z Justine Black?
- Pan Tomlinson? - spytał.
- Tak to ja.
- Zapraszam do gabinetu - wskazał ręką na drzwi i weszliśmy do małego pomieszczenia. Mężczyzna usiadł na fotelu za biurkiem, a ja na przeciwko niego.
- Mogę się z nią zobaczyć? - spytałem niecierpliwie.
- Pańska dziewczyna jest obecnie bardzo przemęczona i śpi. Jej stan na razie jest stabilny - wytłumaczył.
- Ale co się w ogóle stało? - zdziwienie wypisywało się na mojej twarzy.
- Justine jest bardzo osłabiona i kilkakrotnie zemdlała. Zrobiliśmy jej różnorodne badania i jak się okazało istnieje podejrzenie białaczki.
- Co? - nie mogłem uwierzyć w to co słyszę - Ale ona nigdy mi nic nie mówiła..
- Typ białaczki pańskiej dziewczyny objawia się nagle. Ona sama mogła nie wiedzieć, że choruje.
- Ale to uleczalne? - dopytywałem.
- Są szanse, ale przed pańską dziewczyną długa chemioterapia i walka z chorobą. To ona musi podjąć ostateczną decyzję.
- Czy ona już wie?
- Niestety nie. Nie miałem możliwości z nią jeszcze porozmawiać. Gdy tylko się obudzi, wszystko jej wyjaśnię - zapewnił.
- Mogę ją zobaczyć?
- Tak oczywiście, jest w sali 207 - powiedział.
- Dziękuje doktorze - zamknąłem zrezygnowany za sobą drzwi. Nie mogłem tak od razu do niej pójść. 'Kurwa to nie może być prawda!' - pomyślałem. Usiadłem na pobliskim krześle i zasłoniłem dłońmi twarz. W mojej głowie huczało wiele różnorakich myśli, a z oczu popłynęły mi łzy. Dlaczego ona? Taka piękna, młoda dziewczyna. Nie mogłem zrozumieć powodu tego wszystkiego. Poczułem na swoich plecach czyjeś ramię.
- Co jest stary? - usłyszałem głos Harrego. Nie wytrzymałem i przytuliłem mocno jego tors. Potrzebowałem wsparcia. Chłopak nic nie mówił. Odwzajemnił mój gest i czekał aż sam zacznę mówić.
- Justine prawdopodobnie jest chora. Ma białaczkę - szepnąłem do ucha przyjaciela.
- Co? - odsunął się ode mnie - I ty siedzisz tu jak kołek. Leć do niej i ją wspieraj! - krzyknął i podniósł mnie z krzesła - Ona cię potrzebuje stary. Jesteś calym jej światem, a ona twoim. Osobno nie dacie rady. Musicie walczyć! Rozumiesz?! - krzyczał na mnie.
- Masz racje - stanąłem prosto - Idę! - dodałem pewnie, ale gdy zacząłem zbliżać się do jej sali, lekko zwątpiłem.
- Idź do niej - poczułem rękę przyjaciela na plecach - Ja wyjaśnie wszystko chłopakom.
- Dzięki Harry - uśmiechnąłem się lekko i nacisnąłem klamkę.
     W pomieszczeniu znajdowało się jedno łóżko. Białe pomieszczenie wypełniało światło wpadającego słońca. Podszedłem do stojącego na środku łóżka. Usiadłem na krześle obok. Justine była podłączona do maszyny obok, a ta wydawała monotonny dźwięk. Leżała w białej, szpitalnej pościeli. Taka drobna i niewinna. Miała zamknięte powieki i lekko oddychała.
- Boże jak ja cie kocham Jus - szepnąłem. Podniosłem się delikatnie i musnąłem jej wargi. Tak brakowało mi smaku jej słodkich ust. Przesunąłem lekko jej ciało i położyłem się na łóżku, obok dziewczyny. Objąłem jej ciało swoim ramieniem i przytuliłem mocno do siebie. Złapałem jej delikatną dłoń i zacząłem bawić się jej palcami. To zajęcie zawsze mnie uspokajało.
Po kilku minutach na jej twarzy dostrzegłem promienny uśmiech, a powieki się otworzyły. Spojrzała swoimi błękitnymi tęczówkami prosto w moje oczy. Złapała moją twarz w swoje dłonie i namiętnie mnie pocałowała.
- Louis, co ja tu robię? - zapytała spokojnie, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Podobno zemdlałaś - szepnąłem - Jus.. ja cię tak bardzo przepraszam, że zostałaś sama. To się nie powinno.. - zacząłem się tłumaczyć, ale przerwała mi kładąc swój palec na moich wargach.
- Daj spokój Lou. Jest w porządku. Kocham Cię - pocałowała mnie delikatnie i wtuliła się w mój tors. Poczułem zapach cudowny zapach i lekko się rozluźniłem. Niestety musiałem jej powiedzieć prawdę.
- Jus.. - zacząłem.
- Louis możesz mi powiedzieć o co tu w tym wszystkim chodzi? Raczej nie trzymali by mnie tak długo w szpitalu z powodu zwykłego zasłabnięcia, nie? - spytała swoim słodkim głosem. Moja mina spoważniała. Dziewczyna to zauważyła. Złapała mnie za podbródek i spojrzała w moje oczy.
- Tommo musisz być ze mną szczery. Przyjmę wszystko, rozumiesz - powiedziała spokojnie.
Zaczerpnąłem powietrza i wydusiłem z siebie ciężar.
- Lekarz mówi, że masz... - spojrzała na mnie z uśmiechem, czemu kurwa ona?! - białaczkę - dokończyłem. Na jej twarzy wciąż widniał zarys uśmiechu. Pocałowała mnie namiętnie.
- Dziękuje, że mi powiedziałeś. Wiesz może gdzie jest lekarz? - spytała, nad wyraz spokojnie.
- Powiedział, że niedługo do ciebie zajrzy - odpowiedziałem, ściskając jej dłoń.
- Dobrze, czy zostaniesz ze mną przy tej rozmowie? - ponownie spojrzała w moje oczy, a ja musiałem znów powstrzymywać się przed zatonięciem w jej tęczówkach.
- Oczywiście, jeśli chcesz. Zrobię dla ciebie wszystko Jus - zapewniłem ją.
- Dziękuje - pocałowała mnie namiętnie.
- Jak teledysk? - próbowała zmienić temat.
- Nie wiem. Teraz liczysz się ty słońce - przytuliłem ją i zacząłem namiętnie całować, niestety przerwało nam pukanie do drzwi. Do pomieszczenia wszedł lekarz. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, ale poczułem dotyk Justine. Chwyciła moją dłoń i lekko się uśmiechnęła.
- Dzień dobry, doktorze. Chcę, żeby Louis był przy naszej rozmowie - powiedziała pewnie. Byłem zaskoczony jej odwagą.
- Oczywiście - powiedział i przysiadł obok łóżka na krześle - To może zacznę. Jak już pewnie Louis ci powiedział, podejrzewamy u ciebie białaczkę - zaczął spokojnie - Oczywiście to nie przekreśla wszystkiego. Możesz poddać się chemioterapii i walczyć z chorobą. Istnieje też szansa przeszczepu szpiku.
- Doktorze, jakie są szanse? - dopytywała.
- Nie umiem tego stwierdzić. Przeszczep może się udać lub nie. Zawsze istnieje ryzyko. Chemioterapia jest wieloletnia. Czeka cię ciężka walka o życie.
- A jeśli nie poddałabym się leczeniu, to ile mam czasu? - zapytała pewnie.
- Nie mogę tak oszacować.. - zaczął.
- Ile? Rok, miesiąc? - nie ustępowała.
- Około roku, może mniej może dłużej. Wszystko zależy od szybkości rozprzestrzeniania się nowotworu po organizmie.
- Dobrze. W takim razie ja nie chce się leczyć - powiedziała pewnie.
- Co? - byłem zaskoczony.
- Tommo spokojnie - złapała moją dłoń.
- Jak to kurwa nie chcesz się leczyć skoro jest cień nadziei to trzeba walczyć - krzyknąłem.
- Louis ty nie wiesz co mówisz. Chemioterapia odbierze mi życie. Nie chce spędzić każdej minuty na szpitalnym łóżku i czuć się fatalnie każdego dnia. Moja babcia miała raka piersi. Nawet nie wiesz jak ona się męczyła. Nie chce takiego życia. Pragnę spędzić ten czas z tobą. Cieszyć się każdą chwilą i korzystać z życia, a nie patrzeć na świat przez szpitalne okno - powiedziała ze łzami w oczach. Nie mogłem zrozumieć jej słów.
- Przepraszam - szepnąłem i wyszedłem z pokoju. Oparłem się o ścianę i osunąłem się w dół. Opadłem na ziemię i znów zacząłem płakać. Podbiegł do mnie Liam.
- Co z Jus? - spytał zdenerwowany.
- Ona... Ona się nie chce leczyć rozumiesz! Nie chce! - krzyczałem zapłakany. Chłopak usiadł obok mnie i lekko się zastanowił.
- Musisz ją trochę zrozumieć stary - zaczął - Jest cholernie odważna, jeśli postanowiła się nie leczyć. Ona nie przegrała Louis. Ona wygrała rozumiesz. Postawiła na swoim. Chce żyć tak jakby nigdy się o tym nie dowiedziała. Pragnie spędzić z tobą każdą wolną chwilę, a nie w szpitalu. Jeśli mam być szczery to się z nią zgadzam i chyba zrobił bym to samo - dodał, a ja się zdziwiłem - Zrozum stary, ona wie ile ma czasu. Wykorzysta go tak jak będzie chciała. Nie zmarnuje żadnej chwili, a my siedzimy i zastanawiamy się nad wszystkim. Ona po prostu będzie ryzykować i brać życie garściami. W sumie to jej nawet zazdroszczę - zakończył.
Zacząłem zastanawiać się nad jego słowami. Doszedłem do wniosku, że miał rację. Jezu jakim ja jestem idiotą. Powinienem ją wspierać. Ona jest pewnie zdołowana, a ja jeszcze jej nie pomagam. Kocham ją i tylko to się liczy. Podniosłem się z ziemi i wszedłem do jej pokoju. Lekarz właśnie żegnał się z dziewczyną i opuścił salę.
- Przepraszam Jus - ucałowałem jej czoło -  powinienem zaakceptować twoją decyzję. Cokolwiek zrobisz wiedz będę z tobą - zapewniłem ją i usiadłem obok łóżka. Uśmiechnęła się do mnie i usiadła na pościeli. Schyliła się nade mną i mocno mnie pocałowała.
- Kocham cię Louis - szepnęła mi do ucha i usiadła na moich nogach.
- Też cię kocham słońce - przytuliłem ją mocno i zaciągnąłem się jej zapachem.
- Zabierz mnie stąd - szepnęła mi do ucha. Uśmiechnąłem się lekko i wstałem trzymając ją na rękach. Nie wiele myśląc wyszedłem z pomieszczenia.




***
Witajcie. Dziękuje za wszystkie ciepłe słowa.
Mam nadzieje, ze spodoba się wam perspektywa Louisa. 
Liczę, że zostawicie motywujące komentarze :-)
Do zobaczenia przy kolejnej notce :**
 Twitter i Ask

21 czerwca 2013

#26

Ważne!
Hej, chciałbym was poprosić o głos w ankiecie obok. Chcę po prostu sprawdzić ile was czyta moje wypociny. Nawet jeśli nie komentujecie zostawcie swój głos. To dla mnie ważne.
Dzięki i życzę miłego czytania.
_____________________________________________________

Nigdy nie miałam przyjemniejszej pobudki. Louis całował mój policzek i czekał aż się obudzę. Przez chwilę udawałam, że śpię i czerpałam przyjemność z jego czułości. Gdy tylko otworzyłam oczy, rzucił się na mnie jeszcze bardziej i zaczął całować całą moją twarz.
- Cześć słoneczko - powitał mnie szeptem.
- Hej - odpowiedziałam, śmiejąc się.
Chłopak uwolnił mnie ze swoich objęć i zaczął walczyć ze mną o kołdrę. Okazało się, że oboje byliśmy nadzy. Stwierdziłam, że będę mądrzejsza i nie wstydząc się chłopaka podniosłam się z łóżka. Pewnym krokiem ruszyłam w stronę porozrzucanych ubrań. Czułam na sobie wzrok Louisa. Uśmiechnęłam się do niego i zarzuciłam na swoje ciało jego wczorajszą koszulę i czarne bokserki. Chłopak podszedł do szafy i wyjął świeżą bieliznę. Założył ją i podszedł do mnie.
- Wyglądasz cholernie seksownie w moich ubraniach - zagryzł dolną wargę i objął mnie w pasie.
- A dziękuje ci bardzo - zarzuciłam ręce na jego ramiona i pocałowałam go namiętnie. Chłopak złapał mnie za pośladki i podniósł mnie z ziemi. Przerzucił mnie na swoje ramie. Zwisając głową w dół, zaczęłam klepać go po tyłku. Louis wybuchnął śmiechem i ruszył w stronę łazienki.
- Co ty robisz Tommo? - spytałam.
- Trzeba się umyć kotku - rzucił zadowolony.
Domyślając się co planuje chłopak, poddałam się i dalej zwisałam wzdłuż jego ciała. Gdy znaleźliśmy się w łazience, brunet postawił mnie na chłodnych płytkach i promiennie się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam jego gest i czekałam na dalsze instrukcje. Louis po chwili podszedł do wanny i odkręcił kran. Nalał jakiegoś pachnącego płynu i spojrzał w moją stronę. Zagryzłam dolną wargę i ruszyłam w stronę chłopaka. Louis oparł się o brzeg wanny i patrzył na moje ruchy. Podeszłam do niego spokojnym krokiem i objęłam go w pasie. Brunet przysunął swoją twarz do mojej i delikatnie przygryzł moją wargę. Uśmiechnęłam się i namiętnie go pocałowałam. Miał cudownie słodkie i ciepłe usta. Po chwili dołączyły nasze języki. Tańczyły one w jednakowym rytmie.
Gdy odsunęliśmy się od siebie, wanna była pełna, a piana znajdowała się dosłownie wszędzie. Chłopak zsunął ze mnie swoją koszulę, a ja pozbyłam się jego bielizny. Louis ze śmiechem usiadł w wodzie i zachęcił mnie palcem, abym do niego dołączyła. Nie zwlekając, zdjęłam resztę swojego ubioru i usiadłam chłopakowi na kolanach. Woda była przyjemnie ciepła, a zapach płynu do kąpieli wypełniał moje nozdrza. Zaczęliśmy ochlapywać się wodą i myć nawzajem nasze ciała. Po jakiś dwudziestu minutach naszej kąpieli woda była wszędzie. Nie zwracaliśmy na to jednak uwagi i usiedliśmy na przeciwko siebie. Chłopak bawił się palcami mojej prawej dłoni i nucił jakąś spokojną melodię. W pewnym momencie pociągnął mnie lekko i znalazłam się na jego ciele. Przytulił mnie mocno do siebie i zaczął bawić się moim włosami.
Uśmiechnęłam się promiennie. Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Czułam jego oddech na swojej skórze. Nagle zapragnęłam, żeby przestały nas dzielić nawet centymetry. On chyba pomyślał o tym samym, bo jego usta znalazły się na moich w tej samej sekundzie. Na początku całowaliśmy się delikatnie. Lekko muskając się ustami. Jego ręce znalazły się na mojej tali i przyciągnął mnie jeszcze mocnej do siebie. Moje ręce owinęły mu się na karku, a palce wplotły się w jego włosy. Z czasem nasze wargi zaczęły ze sobą współpracować i całowaliśmy się coraz namiętniej. Delikatnie przejechałam językiem po jego wargach. Odpłacił mi tym samym po czym wsunął język w moje rozchylone wargi. Po kilki minutach oderwaliśmy się od siebie. Oboje ciężko oddychaliśmy. On jednak mnie nie puścił. Przytuliłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu. Gładził mnie po włosach jedną ręką, a drugą cały czas mnie trzymał, jak gdyby bał się, że ucieknę. Ale nie zamierzałam tego zrobić. Chciałam żyć chwilą i nie martwić się o konsekwencje. Chciałam być z nim tu i teraz. Chciałam go czuć, jego dotyk, jego oddech, jego cudowny zapach. Pragnęłam go całym sercem i wiedziałam, że on czuje dokładnie to samo. Patrzył na mnie jakby chciał wyczytać moje myśli. Zagryzłam wargę i powoli wyszłam z wanny. Ustałam na podłodze i owinęłam się hotelowym ręcznikiem. Usłyszałam, że ktoś dobija się do drzwi. Wyszłam spokojnie z łazienki i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się blondyn.
- Cześć Niall - przywitałam go promiennie i otworzyłam szerzej drzwi żeby mógł wejść.
- Hej Jus - przejechał wzrokiem po całym moim ciele - Sorki, że przeszkadzam, ale za trzydzieści minut zaczyna się nagrywanie do teledysku, a Lou nie odbiera naszych telefonów - wyjaśnił.
- Louis! - krzyknęłam.
- No co? - wyszedł owinięty w ręcznik wokół talii - Zapomnieć nie można - uśmiechnął się do blondyna.
- Dobra teraz cię rozumiem stary - zaczął się śmiać, a ja do niego dołączyłam.
- Daj mi dziesięć minut i będę gotowy - powiedział brunet.
- Ok, to czekamy wszyscy w holu - blondyn zamknął za sobą drzwi.
- Co ja mam założyć? - chłopak podrapał się po głowie.
- Dla mnie wyglądasz idealnie - musnęłam jego wargi i ruszyłam do sypialni. Wskoczyłam na łóżko i obserwowałam wszystkie czynności chłopaka. Louis podszedł do szafy i zaczął wyciągać różne ubrania. Po niewielkich problemach zdecydował się na czarne rurki i błękitną koszule na krótki rękaw. Ułożył swoje włosy i psiknął się perfumami. Ich zapach po chwili dotarł do moich nozdrzy. Ta woń sprawiała, że nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, a moje emocje buzowały. Kochałam ten zapach. Gdy skończył podszedł do mnie z uśmiechem i pocałował moje usta.
- Niedługo wrócimy - zapewnił mnie.
- Spokojnie dam sobie radę - dodałam i odprowadziłam chłopaka do drzwi. Ostatni raz złączyliśmy nasze wargi i Louis zniknął za drzwiami. Ruszyłam spokojnym krokiem do szafy i wyciągnęłam pierwsze lepsze ubranie. Weszłam do łazienki i założyłam ciuchy. Związałam włosy w wysokiego koka, a makijaż olałam. Nie zamierzałam nigdzie dziś wychodzić. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i postanowiłam trochę posprzątać. Gdy zmywałam podłogę, zaczęło kręcić mi się w głowie. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Nie rozumiałam co się dzieje, ale momentalnie opadłam z sił i upadłam na zimne płytki. W mojej głowie pojawiła się całkowita ciemność...


     Kiedy otworzyłam oczy, okazało się, że leże w łazience. Podniosłam się delikatnie i podeszłam do umywalki. Przemyłam twarz zimną wodą i zebrałam myśli. Nic mnie nie bolało, prócz tyłka od upadku na ziemię. Nie wiedziałam za bardzo co się stało. Zemdlałam czy może zasłabłam, a może to to samo. Cokolwiek to było lekko mnie zaskoczyło. Nigdy nie zdarzały mi się takie sytuacje. Stojąc oparta o zlew, usłyszałam dźwięk burczącego brzucha. Pomyślałam, że cała sytuacja spowodowana jest głodem. Nie zastanawiając się dłużej, podeszłam do hotelowego telefonu i zadzwoniłam do obsługi. Zamówiłam jajecznicę z boczkiem i świeże tosty. Po chwili do drzwi apartamentu zapukał pracownik hotelowy i otrzymałam swoje śniadanie. Ruszyłam do sypialni i usiadłam na wielkim łóżku. Położyłam przed sobą tacę z jedzeniem i włączyłam telewizor. Skakałam po wszystkich kanałach i w między czasie zajadałam się przepysznym posiłkiem. Zatrzymałam się na jednym z plotkarskich programów. Reporterka relacjonowała właśnie z planu teledysku chłopaków:
Witam państwa z jednej z gorących plaży w Miami. Znajdujemy się na planie teledysku pięciu wspaniałych chłopaków z One Direction! Razem ze mną stoi Liam i Niall. 
Co powiesz o waszym projekcie? - spytała Liama.
- Nagrywamy właśnie teledysk do naszego singla What Makes You Beautiful. Nasz reżyser zdecydował się na klimat przyjacielskiego wypadu na plaże. Całość bardzo nam się podoba. Mam nadzieje, ze szybko skończymy zdjęcia i będziemy mogli pokazać efekt naszym cudownym fanom - wyjaśnił Liam.
- A co sądzisz o USA? - reporterka zadała kolejne pytanie tym razem blondynowi.
- To wspaniały kraj, ale z powodu pracy nie mamy za bardzo czasu podziwiać jego wszystkich uroków. Mam nadzieje, że znajdziemy chwilę i zwiedzimy parę miejsc - dodał i poleciał gdzieś za kamerę. Liam ruszył za nim.
Jak państwo widzą chłopcy ciężko pracują nad wszystkim i miejmy nadzieje, że im się uda. Teraz króciutka przerwa, a za chwilę wywiad z kolejnymi członkami zespołu.
Na ekranie pojawiły się skróty jakiś newsów, a ja kończyłam swój posiłek. Czułam lekką dumę. Chłopaki pojawiali się coraz częściej w telewizji. To cudowne. Opadłam na łóżko. Zdecydowałam się posprzątać po sobie i zaniosłam wszystko do kuchni. Zmyłam naczynia i skończyłam sprzątać łazienkę. Usiadłam ponownie na łóżko i spojrzałam na ekran telewizora. Reklama dobiegła końca i pojawiła się czołówka programu.
Witam państwa ponownie z planu teledysku boysbandu One Direction. Jest ze mną Louis i Harry.
- Cześć - przywitali się chórkiem.
- Jak podoba ci się praca na planie? - zwróciła się do Loczka.
- Jest cudownie. To naprawdę niezła zabawa. W ogóle nie czuć tych wszystkich kamer, a my bawimy się jakby nigdy nic.
- Czy to prawda, że przyleciała z wami twoja obecna dziewczyna Justine Black? - zadała kolejne pytanie do Louisa, a ja na dźwięk swojego imienia od razu się wyprostowałam.
- Tak to prawda. Całą szóstką mocno się przyjaźnimy i chcieliśmy spełnić jej marzenie o przyjeździe do USA - uśmiechnął się Tommo - Cieszę się, że wszyscy się dogadują, bo razem z Jus znamy się od podstawówki. 
- Tak Jus jest ekstra. Uwielbiamy tego drobnego rudzielca - Harry zaczął się śmiać i objął Louisa ramieniem.
- Wspaniale to słyszeć, a czy... - zaczęła coś mówić, ale przerwał jej Zayn. Mulat skoczył na Louisa od tyłu i razem upadli na ziemię. Harry przewrócił się na pozostałą dwójkę. Śmiejąc się wstali z piasku i wrócili do reszty. Reporterka pierdzieliła jeszcze coś o ich nowej płycie i program dobiegł końca.
Zgasiłam telewizor i wyszłam na balkon. Zaciągnęłam się ciepłym nowojorskim powietrzem.  Niestety ponownie zaczęło mi się kręcić w głowie, a przed oczami pojawiły się mroczki. Złapałam się za czoło i próbowałam zrozumieć co się dzieje. Nie kontrolując swojego ciała, znów upadłam na ziemię...








***
CZEEEŚĆ!!!
No i mamy kolejny rozdział :-)
Przepraszam, że czekaliście aż tydzień, ale mam nadzieje, że zaciekawiłam was rozwojem wydarzeń.
Mogę ogłosić, że oceny w szkole mam wystawione i nauka dobiegła końca! Nareszcie! :D
Nie wiem jak bd z rozdziałami w wakacje, ale postaram się je dodawać :-)

Mam cudowny pomysł na kolejny rozdział, ale chcę poznać waszą opinię :)
Co byście powiedzieli na rozdział z perspektywy Louisa? xd Napiszcie mi w komentarzach wasze zdanie :D
Przypominam jeszcze raz o ankiecie obok!

Do zobaczenia wkrótce! :**
Twitter i Ask

W tle:  3 Doors Down - Here Without You <3

15 czerwca 2013

#25

     Nasza droga do restauracji mocno przedłużyła się z powodu nowojorskich korków. Siedzieliśmy na tylnym siedzeniu samochodu i tuliliśmy się do siebie. Louis delikatnie masował moje plecy, a ja opierałam swoją głowę o jego ramię. Patrzyłam przez taksówkowe okno. Mimo godziny 20:00 miasto wciąż tętniło życiem. Grupki śmiejących się przyjaciół idących do klubu, czy wypchane taksówki były normalnością. Przy każdej knajpce ciągnęła się kolejka ustawionych gości. Ludzie oderwani od wiru pracy, mogący wreszcie zrelaksować się ze znajomymi.Taki właśnie był Nowy Jork - szybki, ale i ciekawy.
Po jakiś dwudziestu minutach dojechaliśmy na miejsce. Brunet podziękował i zapłacił taksówkarzowi. Wysiadł z samochodu i podał mi rękę. Złapałam jego dłoń i z pomocą chłopaka wydostałam się z samochodu. Pod restauracją stało kilka fanek Louisa. Prosiły go o autograf.
- Słońce zrób sobie z nimi zdjęcia, a ja poczekam w środku - powiedziałam spokojnie.
- Nie Jus, dziś jest twój dzień. Jestem cały twój - pocałował mnie namiętnie, na co fanki słodko westchnęły - Widzisz one mi wybaczą - uśmiechnął się i złapał moją dłoń. Pomachał jeszcze dziewczynom i weszliśmy do środka. Restauracja była przepiękna. Styl i klasa sama w sobie. Mimo tego, że znajdowaliśmy się w USA czułam się jak w Europie. Francuski wystrój był przecudny. Różnej wielkości stoliki, a na każdym śnieżnobiały obrus i świeże kwiaty.
Podeszliśmy do kierownika sali.
- Stolik na nazwisko Tomlinson - powiedział Louis spokojnie.
- Oczywiście - mężczyzna pokazał nam nasze miejsca.
Skierowaliśmy się we wskazanym kierunku. Louis odsunął delikatnie krzesło i pokazał, żebym usiadła. Uśmiechnęłam się promiennie i zajęłam swoje miejsce. Chłopak przysunął mnie delikatnie i spokojnie usiadł na przeciwko. Po chwili podeszła do nas miła kelnerka i wręczyła nam menu. Lista potraw była przeogromna. Francuskie przystawki, zupy, dania główne, desery.. Czego dusza zapragnie. Spojrzałam nieśmiało na Louisa. Brunet zaczął się śmiać. Gdy kelnerka powróciła, zamówił za nas oboje.
- Poproszę butelkę szampana i po dwie porcje francuskich naleśników z owocami i czekoladą. Na deser prosimy mus czekoladowy i pyszne lody z owocami - oddał nasze menu.
- Czy na przystawkę mogę podać państwu świeżo pieczone Croissanty? - spytała.
- Tak, proszę - uśmiechnął się do mnie Louis, a kelnerka wróciła do kuchni.
- Lou.. - zaczęłam, a chłopak spojrzał na mnie ponownie - To jest za drogie miejsce, nie powinniśmy tu przychodzić - spuściłam wzrok.
- Słońce chwila z tobą jest warta każdych pieniędzy - przejechał dłonią po moim policzku.
- Ja mówię poważnie  - spojrzałam chłopakowi w oczy.
- Ja też. Po za tym, jeśli cię to uspokoi, to ja nie zapłacę za to ani centa - pokazał mi rząd swoich śnieżnobiałych zębów.
- Jak to? - byłam zaskoczona.
- Całość fundują nam chłopaki - powiedział dumnie - Chcieli abyśmy mieli jakiś romatyczny wieczór w tej całej Ameryce - wyjaśnił.
- Boże oni są cudowni - powiedziałam zachwycona. To co dla nas zrobili było wspaniałe. Złapałam rękę Louisa leżąca na stoliku i zaczęłam bawić się jego palcami. Po chwili wróciła do nas blondynka z przystawką i kieliszkami szampana. Stuknęliśmy się szkłem i upiłam pierwszy łyk. Bąbelki napoju rozpłynęły się po moim podniebieniu wywołując przyjemne mrowienie. Szampan był cudowny. Świeżo upieczone rogaliki przyjemnie chrupały, a delikatne waniliowe nadzienie dopełniało cudowny smak francuskiego ciasta. Jak tak smakowała przekąska przed posiłkiem to zaczęłam bać się pozostałych dań. Kiedy zjadłam swoją porcję, upiłam kolejny łyk alkoholu i spojrzałam na Louisa. Chłopak właśnie skończył jeść i także patrzył na mnie.
- Zatańczysz ze mną? - spytał podając mi swoją dłoń.
- Z przyjemnością - uśmiechnęłam się i z pomocą chłopaka wstałam od stołu.
Ruszyliśmy na parkiet. W tle leciała spokojna i przyjemna muzyka. Louis złapał mnie delikatnie w pasie i przysunął do siebie. Położyłam swoją rękę na jego ramieniu, a długą chwycił Tommo i splótł nasze palce. Uniósł nasze dłonie ku górze i zaczął delikatnie prowadzić mnie w tańcu. Poczułam się jak księżniczka. Obracaliśmy się razem i wirowaliśmy jak zahipnotyzowani. Po chwili parkiet stał się pusty i pozostaliśmy sami. Louis poczuł przypływ energii i zaczął prowadzić nas po całej sali. Mimo, że większość ludzi nie spuszczała z nas wzroku, czułam się jakbyśmy byli zupełnie sami. To był tylko nasz moment. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Jego lazurowe spojrzenie wypełniało mnie od środka. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Louis uniósł delikatnie moje ciało i wziął mnie na ręce. Pocałował namiętnie moje usta i zaczął kręcić się wokół własnej osi. Oplotłam jego szyję swoimi rękami i zaczęłam się śmiać. Ponownie złączyłam nasze usta w pocałunku. Nie mogliśmy się od siebie oderwać. Czułam takie pożądanie, że chciałam zasmakować go całego. Nasze zatracenie przerwały nam oklaski zgromadzonych ludzi. Zaczęli gratulować nam i życzyć szczęścia w naszej miłości. To było niesamowite. Okazało się, że jeden z kelnerów zrobił nam kilka zdjęć. Wysłał je Louisowi na telefon. Chłopak pod wpływem emocji wrzucił jedno z nich na swojego Twittera. Dumny podał mi swój telefon. Na wyświetlaczu ujrzałam cudowną fotografię. Przedstawiała nas całujących się w tańcu. Brunet podpisał zdjęcie 'Najpiękniejsza chwila w moim życiu'. Komentarzy pod wpisem było coraz więcej. Najcudowniejsze było to, że większość ludzi życzyła nam szczęścia i cieszyła się, że jesteśmy razem. Do moich oczu napłynęły łzy radości. Chłopak otarł mój policzek i musnął moje wargi.
- Kocham cię - szepnął do mojego ucha.
- Też cię kocham - powiedziałam głośno i namiętnie pocałowałam jego usta. Zaprowadził mnie do naszego stolika i zaczęliśmy zajadać pyszne naleśniki. Danie było niczym w porównaniu tego co przyrządzałam często na śniadanie. Po chwili otrzymaliśmy deser - po jednej porcji musu i lodów. Z uśmiechem podeszłam do Louisa i usiadłam mu na kolanach. Nie zwracając uwagi na otoczenie zaczęłam karmić chłopaka czekoladowym smakołykiem. Brunet zaczął się śmiać i co jakiś czas gilgotał moje ciało. Gdy zjedliśmy wszystko i dokończyliśmy naszego szampana postanowiliśmy opuścić lokal.
Ulice Nowego Jorku wyglądały niesamowicie nocą. Ruch na drogach zmalał, a my postanowiliśmy się przejść. Złapałam chłopaka za rękę i spokojnym krokiem ruszyliśmy w stronę hotelu. Noc była zimna, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Kiedy Louis to dostrzegł, zdjął z siebie marynarkę i zarzucił na moje ramiona.
- Dziękuje - powiedziałam, zakładając na siebie pachnący jego perfumami materiał. Chłopak pocałował moje usta i ruszyliśmy dalej. Mijaliśmy wiele tętniących życiem lokali i klubów. Gdy znajdowaliśmy się w pobliżu jakiegoś zabytku, Louis prosił prawie każdego przechodnia o zrobienie nam zdjęcia. Chciał uwiecznić każdy moment tego wieczoru.
Po jakiejś godzinie znaleźliśmy się pod hotelem. Weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się prosto do naszego apartamentu. Wjechaliśmy windą na odpowiednie piętro. Louis wziął mnie na ręce. Przeniósł mnie przez próg i postawił delikatnie na ziemi. Ściągnął ze mnie marynarkę i poszedł powiesić ją na krześle.
Podbiegłam do niego i skoczyłam w jego ramiona. Oplotłam nogami jego ciało i pocałowałam namiętnie w usta. Czułam ogromną żądze pożądania. Chłopak zdjął z moich nóg szpilki i delikatnie położył mnie na łóżku. Po chwili znalazł się na de mną i ponownie złączył nasze usta w pocałunku. Nie przerywając, zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli. On też nie wytrzymywał napięcia i zaczął bawić się moim zamkiem od sukienki. Szło mu całkiem nieźle i po chwili zostałam w samej bieliźnie. Brunet spojrzał na mnie z pożądaniem i pozbył się swoich ubrań. Po chwili ponownie mnie całował, mając na sobie tylko czarne bokserki. Zgrabnym i szybkim ruchem znalazłam się na górze. Usiadłam na jego brzuchu i zaczęłam rysować palcami różne wzroki na jego opalonym torsie. On położył swoje dłonie na moich pośladkach i przysunął mnie mocniej do siebie. Złączyłam nasze usta i po chwili zaczęłam zjeżdżać w dół. Zostawiałam pocałunki na całym jego ciele. Gdy zjechałam do linii pępka złapałam zębami gumkę jego bokserek i delikatnie pociągnęłam. Na ciele chłopaka pojawiła się gęsia skórka. Uśmiechnęłam się i położyłam się obok. Chłopak szybko się odwrócił i znalazł się na moim ciele. Całując moją szyję, zaczął rozpinać mi stanik i w szybkim tempie się go pozbył.
Spojrzał prosto w moje oczy, jakby czekał na pozwolenie. Nic nie mówiłam. Uśmiechnęłam się promiennie i pocałowałam namiętnie jego rozpalone usta. Zauważyłam, że lekko się bał.
- Louis, ja chce to zrobić. Jestem gotowa. Jeśli to ma być mój pierwszy raz to wiedz, że chce to zrobić właśnie z tobą - powiedziałam. To lekko go uspokoiło.
- Kocham cię - dodałam.
- Też cię kocham - pocałował mnie - Postaram się być delikatny - zapewnił mnie.
- Ufam ci - szepnęłam i złapałam jego twarz w dłonie. Spojrzałam w jego lazurowe tęczówki. Można z nich było wyczytać nutkę strachu. Pogilgotałam go delikatnie. Chłopak uśmiechnął się do mnie. Zjechałam swoimi rękami po jego plecach i zatrzymałam się na jego pośladkach. Ścisnęłam je mocno co spowodowało jego śmiech. Ja także czułam lekkie zdenerwowanie, ale starałam się tego nie okazywać. Louis zjechał w dół i złożył pocałunek pomiędzy moimi piersiami. Zaczął całować całe moje ciało. Ściągnął delikatnie moje koronkowe majtki i ponownie na mnie spojrzał. Byłam zarumieniona, co sprawiło, że chłopak się uśmiechnął. Pocałował delikatnie mój skarb i zaczął bawić się moją łechtaczką. Pocierał o nią swoim językiem. Jego dotyk sprawiał, że byłam w stanie złapać spokojnego oddechu. Kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Odczuwałam przeróżne emocje. Radość, rozkosz, pożądanie, ale i niemoc w jednym. Złapałam go za głowę i delikatnie pociągnęłam końcówki jego kasztanowych włosów. Chłopak cicho mruknął. Nie chciałam żeby przerywał. To było niesamowite. Zaczął się ze mną droczyć i całował mnie po moich nogach. Przejechał językiem po pachwinach. Po kilku sekundach poczułam jak jego ciepły język liże moje centrum. Jego dłonie momentalnie powstrzymały moje uda od zaciśnięcia się, aby mógł dalej kontynuować. Czułam się bezbronna. Wydawałam z siebie niekontrolowane ciche jęki.
Złapałam pościel i ścisnęłam ją mocno w swoich dłoniach. Gdy wsunął swój ciepły język do mojego wejścia pisnęłam głośno. Zadowoliło go to i kontynuował. Przeniósł swój język na moją łechtaczkę. Fala przyjemności rozlała się po całym moim ciele, plecy automatycznie wygięły się w łuk.
- Louis! - krzyknęłam głośno pod wpływem emocji. Chłopak nie reagował. Ssał moją łechtaczkę wywołując kolejne fale rozkoszy. Cały czas bawił się swoim językiem w mojej pochwie, a jego palce wchodziły we mnie i wychodziły w szybkim tempie. Poczułam kolejną ogromną przyjemność. Nie mogłam zebrać żadnych myśli. Nic nie działo się racjonalnie, a moje plecy ponownie wygięły się w łuk.
- Ooo.. Boże - jęknęłam cicho ostatkiem sił. Wtedy zadowolony odsunął się, oblizał swoje pełne wargi i uśmiechnął się do mnie. Uniosłam go delikatnie i musnęłam jego usta w podziękowaniu. Zostawił kilka pocałunków na mojej szyi. Zwinnym ruchem obróciłam nasze ciała i tym razem to ja znajdowałam się na górze. Usiadłam na jego ciele, dotykając swoim tyłkiem jego bokserek. Czułam na pośladkach twarde wybrzuszenie jego bielizny. Zagryzłam swoją dolną wargę i spojrzałam na Louisa. Chłopak patrzył na mnie pożądliwym spojrzeniem. Złączyłam nasze usta i zabrałam się za jego bokserki. W szybkim tempie pozbyłam się zbędnego materiału i ujrzałam jego sporego 'przyjaciela'. Przejechałam palcami po całej jego długości co sprawiło, że Louis przymknął swoje powieki i delikatnie mruknął. Chcąc sprawić mu jak największą przyjemność, złapałam jego członka w swoją dłoń i zaczęłam w szybkim tempie wykonywać ruchy w górę i w dół. Widząc, że Louis z zamkniętymi oczami oddaje się przyjemności, nachyliłam się i zadowolona delikatnie przejechałam językiem po całej długości jego członka, który stawał się coraz twardszy i grubszy. Przejechałam kciukiem po jego główce, na co Tommo rozchylił swoje różowe usta. Zaczęłam bawić się jego jądrami, a językiem dalej dotykałam delikatniej główki jego penisa. Gdy usłyszałam dosyć głośny jęk, uśmiechnęłam się. Był taki niewinny. Nie wiele myśląc objęłam go swoimi ustami, zacisnęłam policzki i zaczęłam ssać. Jego urywane jęki towarzyszyły poszarpanym oddechom. Penis całkiem wymsknął się z moich ust, językiem kilkakrotnie musnęłam jego główkę. Różowa końcówka znalazła się ponownie w wilgotnym cieple moich ust. Dochodziły do mnie tylko odgłosy przerywanych, krótkich oddechów Louisa. Zauważyłam, że zacisnął swoje dłonie w pościeli, a jego oczy wciąż były zamknięte. Tak bardzo pragnęłam sprawić mu przyjemność. Moje ruchy stawały się coraz szybsze i bardziej brutalne. Po nie długim czasie poczułam słony smak w swoich ustach. Połknęłam całe jego nasienie. Zobaczyłam, że Louis opadł zmęczony na łóżko i próbował wyrównać swój niespokojny oddech. Wyjęłam delikatnie jego penisa ze swoich ust i oblizałam resztki słonej substancji. Członek bezwładnie opadł na łóżko. Po chwili chłopak przyciągnął mnie do siebie. Koniuszkiem kciuka otarł jedną stronę moich ust i wytarł resztkę swojego ciepłego nasienia. Oplotłam jego palec ustami i oblizałam delikatnie. Brunet uśmiechnął się do mnie promiennie.
- Mówiłem ci już, że jesteś niesamowita - powiedział dumnie, całując mój policzek.
- No możeee.. Ale jak dla mnie to możesz się powtarzać - uśmiechnęłam się. Chłopak lekko się zaśmiał. Zadowolona z siebie położyłam się obok niego, a on przytulił mnie i zaczął delikatnie całować mnie po szyi. Muskał swoimi ustami moją rozpaloną skórę. Nic nie mówiłam. Czekałam na jego ruch. Delikatnie się podniósł i położył mnie na plecach. Spojrzał jeszcze na mnie i dodał:
- Będzie dobrze Jus - zapewnił mnie i delikatnie zaczął wchodzić swoim członkiem w moją pochwę. Na początku uczucie obecności czegoś obcego we mnie. Wydawało mi się to dziwne i nienaturalne. Po chwili poczułam lekki ból. Nie byłam pewna dokładnie co się dzieje. Louis dostrzegł moją nie pewność.
- Słońce spokojnie. To tylko twoja błona dziewicza. Kiedyś musiała przecież pęknąć - szepną i cmoknął moje wargi. Lekko się uspokoiłam, wiedząc co się dzieje. Niedługo później ruchy chłopaka stawały się coraz szybsze i bardziej zaborcze.
Wcześniej odczuwalny ból zamienił się w słodką przyjemność. Pod wpływem emocji moje palce wbiły się w plecy Louisa. Chłopak lekko jęknął, a ja przejechałam paznokciami po ich całej długości. Pocałowałam go namiętnie. Poczułam cudowną jedność i nie chciałam przerywać tych cudownych chwil. Kiedy tak trwaliśmy złączeni, a moje ciało ogarniało odrętwienie poczułam ciepło rozchodzącego się nasienia w prezerwatywie. Chłopak opadł na mnie delikatnie i zaczął uspokajać swój oddech. Jego członek opuścił moje wnętrze i brunet pozbył się zużytego kondona. Opadł swoim ciałem obok mnie i przykrył nas kołdrą. Wtuliłam się w jego tors i pocałowałam. Chłopak zadowolony także się we mnie wtulił. Przytuleni do siebie zasnęliśmy ze zmęczenia.


***
Hejka :*
Po dłuższej przerwie wracam z #25 rozdziałem! 

Zmieniłam też wygląd bloga - tak znowu :D hehe xd Spodobała mi się jego prostota :-)
Wiem, że rozdział miał pojawić się wczoraj, ale usnęłam koło dziesiątej przed laptopem i nie dałam rady dodać. Na szczęście moja mamusia zapisała całość przed jego wyłączeniem, więc nie musiałam pisać go jeszcze raz :P
Liczę, że mi wybaczycie i spodoba się wam ten długi rozdział. 
Liczę na wyczerpujące i motywujące komentarze. 
Buziaki :***

W tle: One Direction - Rock Me