16 lipca 2013

#32

'Tańczyliśmy spokojnie w rytm muzyki.
- Kocham cię moja żono - szepnął mi do ucha.
- Ja cię też, mój mężu - uśmiechnęłam się do niego. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i ponownie się pocałowaliśmy.
To był najpiękniejszy dzień mojego życia.... Oczywiście zaraz po tym jak się poznaliśmy...'

     Spojrzałem na ostatnią linijkę i już nie hamowałem swoich łez.  
- Och Justine tak bardzo mi cię brakuje.. - szepnąłem.
Dzień jej śmierci na zawsze zapadł w mojej pamięci. Nigdy nie zapomnę naszego pożegnania...

~*~
      Od naszego ślubu minęły jakieś dwa tygodnie. Leżeliśmy w moim łóżku. Czytałem jakąś książkę, a ona spała. Przez sen bawiła się moimi palcami. Była coraz częściej zmęczona i więcej spała. Czułem, że nieubłaganie zbliżamy się do końca. Przerwałem czytanie i patrzyłem na jej piękną twarz. Ona otworzyła delikatnie swoje powieki i spojrzała głęboko w moje oczy.
- Pocałuj mnie - szepnęła.
Nachyliłem się nad jej twarzą i delikatnie musnąłem jej wargi. Ona wplotła swoje place w kosmyki moich włosów. Nasz spokojny całus przeradzał się w coraz bardziej namiętny pocałunek. Kiedy oboje odsunęliśmy się od siebie, zaczerpnęliśmy głośno powietrza. Uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Louis ja czuję, że to jest coraz bliżej - wtuliła się w mój tors, a ja objąłem ją ramieniem i pocałowałem jej głowę.
- Kocham cię Justine - tylko to byłem w stanie z siebie wydusić.
Ona złapała mój policzek w swoją delikatną dłoń i ponownie spojrzała w moje oczy. Zatonąłem w jej pięknych tęczówkach.
- Też cię kocham Louis - musnęła moje wargi - Pamiętaj o mnie kochany.
- Nigdy o tobie nie zapomnę słońce. Blisko, daleko, gdziekolwiek będziesz zawszę znajdę cię w swoim sercu. Wierzę, że zostaniesz tam na zawsze. Moje serce będzie trwać i trwać.. I czekać na ciebie w snach i marzeniach. Jesteś tu i dzięki temu niczego się nie boję. I ja wiem, że moje serce przetrwa. Pozostaniemy tak na wieki. Będziesz zawsze bezpieczna w moim sercu. Zawsze. - skończyłem, a ona pocałowała mnie namiętnie. Odwróciła się i zajrzała do szuflady w szafce nocnej.
- To dla ciebie - podała mi jakiś zeszyt - Otwórz po moim pogrzebie - złapała moją dłoń.
- Dobrze - pocałowałem jej czoło i odłożyłem zeszyt z boku - Dziękuje.
Leżeliśmy tak wtuleni w siebie z kilka godzin. Nuciłem jej ukochaną piosenkę i bawiłem się kosmykami jej rudych włosów. W pewnej chwili poczułem, że jej ciało zrobiło się o wiele cięższe. Spojrzałem na jej twarz. Wyglądała tak jakby pogrążona była we śnie. Na jej ustach widniał zarys uśmiechu. Przysunąłem ucho do jej twarzy i okazało się, że nie oddycha. Do moich oczu napłynęły łzy. Położyłem ją delikatnie na łóżku i musnąłem jej wargi po raz ostatni. Przykryłem jej ciało kołdrą i wyjąłem komórkę.
- Clear.. - mój głos się łamał - przyślij do nas karetkę. Proszę..
- Louis czy ona oddycha? - dopytywała.
- Niee - ledwo wydusiłem słowo i rzuciłem telefonem o ścianę. Opadłem na ziemię i zacząłem wyć jak małe dziecko.
- Louis - do pokoju wbiegł Harry - O mój boże - dodał jak spojrzał w stronę Jus. Podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił. Nie myśląc nad niczym wtuliłem się w ciało przyjaciela i płakałem na jego ramieniu, a on razem ze mną...
~*~

      Spojrzałem w niebo i zaczerpnąłem powietrza. Zabrakło jej nam wszystkim. Jej uśmiechu i radosnego podejścia do świata. Przez pierwsze miesiące nie mogliśmy się ze sobą dogadać. Zamknąłem się w sobie. Nasz zespół też na tym ucierpiał. Na szczęście niektórzy fani byli wyrozumiali. Ale fale krytyki i tak pogarszały mój nastrój. Dobrze, że ta czwórka idiotów była przy mnie. Żeby nie oni to nie wiem czy dałbym radę wrócić choć trochę do normalności. Czasem tęsknie za koncertowaniem i wygłupianiem się na scenie. Chłopaki są szczęśliwi i to mnie cieszy. Harry i Mia mieszkają razem. Liam i Danielle są zaręczeni. Zayn i Perrie też żyją razem. Niall na razie jest sam, ale on jedyny został w rynku muzycznym. Komponuje utwory dla innych i jest zadowolony. Ze mną jest trochę gorzej. Kupiłem mały dom pod Doncaster, blisko cmentarza. Codziennie odwiedzam mamę i moją teściową. Od śmierci Jus zamieszkały razem. Jakoś starają się trzymać.
     Ponownie zerknąłem na zniszczony zeszyt. Przewróciłem na ostatnią stronę, a tam ujrzałem tylko: 'Twoja Justine.' Uśmiechnąłem się pod nosem. Zacząłem przyglądać się tylnej okładce zeszytu i dostrzegłem, że jest o wiele grubsza niż jej przednia część. Odchyliłem papier i ujrzałem schowaną kopertę.
Nie mogłem uwierzyć we własną głupotę. Czytając to codziennie przez prawie dwadzieścia lat nie dostrzegłem tej schowanej koperty. Otworzyłem ją i ujrzałem list.

Kochany Tommo!
Nie wiem kiedy weźmiesz ten list do ręki, ale jestem przekonana, że w chwili kiedy będzie Ci ciężko. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym być teraz obok Ciebie. 
Zobaczyć Twoje piękne lazurowe tęczówki. 
Posmakować Twoich ciepłych warg. 
Zanurzyć swoje dłonie w Twoich miękkich, brązowych włosach. 
Przytulić się do Twojego ciepłego ciała. 
Tak bardzo pragnę być obok. 
Usłyszeć twój anielski głos i niesamowity śmiech.
Zawszę będziesz największą miłością mojego życia. 
Moim najlepszym przyjacielem i wielkim oparciem. 
Bez ciebie nie byłabym tym kim się stałam. 
To niesamowite, ale sprawiłeś, że dzięki Tobie zupełnie inaczej patrzyłam na świat. Zapomniałam o swojej przeszłości i cieszyłam się teraźniejszością. 
Przy Tobie zawsze byłam bezpieczna. 
Louis ja przy Tobie zaczęłam normalnie żyć.
Nigdy nie zapomnę naszych wypadów do wesołego miasteczka. Wspólnego grania w piłkę nożną i oglądania telewizji. Wspaniałych poranków i nocy oczywiście. I naszych namiętnych pocałunków. 
Te wszystkie wspólnie spędzone chwile zawsze będą w naszych sercach i nikt, i nic nam ich nie odbierze.
Gdziekolwiek będę nasza miłość będzie trwać w twoim sercu.
Kocham Cię Louis i tak jak przysięgaliśmy sobie na ślubie, pamiętaj naszej miłości nie rozdzieli nawet śmierć...
Twoja Justine.

     Na jej pięknym piśmie pojawiły się plamy od moich słonych łez.
Ja już tak nie potrafię. To jest za trudne. Wytrzymałem prawie dwadzieścia lat. Zrobiłem karierę tak jak chciała. Starałem się żyć. Udało mi się, ale nadal czuję pustkę. Gdy ona odeszła, umarła też część mnie... Nikt i nic już jej nie wypełni. Nawet przyjaciele. To cholernie samolubne, ale tak bardzo pragnąłem ją zobaczyć i mieć przy sobie. Przy sobie, a nie w snach, nie w głowie, nie w marzeniach.
Tylko tutaj obok. 
     Położyłem zeszyt na nagrobku i spojrzałem na napis.
'Justine Margaret Black
Wspaniała córka, przyjaciółka i żona...
Na zawsze w naszych sercach..'
....
- Przepraszam cię - szepnąłem i sięgnąłem do kieszeni marynarki. Wyjąłem z niej pistolet. Przyglądałem się broni dobre kilka minut. Po jakimś czasie przyłożyłem pistolet pod swoją brodę. Uspokoiłem emocje. Wziąłem głęboki wdech.
- Idę do ciebie Justine! Nareszcie - powiedziałem na głos i pewnie pociągnąłem za spust...


____________________________________________________________
***
No i niestety koniec.
Ten rozdział dedykuję Wam wszystkim :** Bez Was by mnie tu nie było :**

Historia Justine i Louisa dobiegła końca.
Postanowiłam zakończyć to w ten sposób. Wiem, że niektórzy mogą nie być zachwyceni.. Ale trudno, ja postanowiłam zrobić to tak i zrobiłam to.
Zżyłam się z tymi bohaterami i jest mi ciężko coś Wam tu napisać.
 Teraz to i ja płaczę :'-)
Jeszcze ta piosenka w tle mi nie pomaga :-P
....
Dziękuje Wam za wszystkie komentarze. Za wszystkie miłe słowa, które dały mi ogromną motywację do dalszego pisania. Jesteście niezwykli.
To moje pierwsze opowiadanie i jestem bardzo zadowolona.
Cieszę się, że bliskie mi osoby zmusiły mnie do publikowania moich wypocin :-)
Mimo chwilowych dołków dotrwałam do końca.
Dziękuje za wszystko :-**
Mam nadzieje, że pod tym ostatnim rozdziałem każdy z Was napiszę kilka słów.
Będzie mi naprawdę miło :-**

Opowiadanie tu zostanie, nie chcę go usuwać. Zbyt wiele dla mnie znaczy :D

W takim razie żegnam się z Wami na tym blogu :-)
Mam nadzieje, że zobaczymy się na moim drugim opowiadaniu 'Brave'.
Już pojawił się pierwszy rozdział, a w sobotę dodam następny :-)

Mój Twitter i Ask :-)

12 lipca 2013

#31

Na wstępie zapraszam was na mojego nowego bloga - Brave!
Pierwszy rozdział pojawi się jak zakończę to opowiadanie :-)
____________________________________________________________________


Siedzieliśmy z Louisem przed telewizorem i graliśmy w Fifę. Dochodziła godzina dwudziesta, gdy do salonu wparował Harry.
- Dobra stary. Zbieraj dupę. Wieczór kawalerski czeka - usiadł na fotelu, na przeciwko nas.
- Ale ja nie chce iść - chłopak zaczął się ociągać.
- Taa jasne - uśmiechnęłam się - Leć i baw się dobrze. Ja w sumie też miałam iść do dziewczyn - zapewniłam go.
- Oj dobra. Już nie mogę się doczekać jutra - pocałował mnie namiętnie.
- Ja też Lou, ale jak zaraz nie wyjdziesz to chłopaki mnie zlinczują - puściłam oko do Loczka.
- No właśnie stary. Chodź już - pociągnął go za ręce i brunet wstał z kanapy - To trzymaj się rudzielcu - pocałował jeszcze mój policzek.
- Do zobaczenia - po raz ostatni Louis złączył nasze wargi i ze śmiechem wyszli z domu. Wyłączyłam grę i ogarnęłam cały pokój. Po chwili poczułam wibracje w kieszeni. Sięgnęłam po telefon i odczytałam wiadomość od Danielle: 'Widziałam, że Lou już wyszedł, więc zbieraj swoją szanowną dupę i przychodź do nas :-)'. Zaczęłam się śmiać i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i założyłam wygodny dres. Opuściłam dom chłopaków i przeszłam na drugą stronę ulicy. Po chwili znalazłam się w kobiecym raju. Od samego wejścia panował absolutny porządek i pachniało pysznym jedzeniem. Dziewczyny powitały mnie radośnie. Każda miała na sobie podobny do mojego strój, więc odetchnęłam z ulgą. Mia i Perrie zniknęły w kuchni, a Dan zaciągnęła mnie do salonu. Na stole stało mnóstwo pysznie wyglądających przekąsek. Od popcornu i chipsów, po krokieciki i tacos. Obok jedzenia leżało kilkanaście pudełek różnych komedii romantycznych.
- Wiedziałam, że nie będziesz chciała zbytnio imprezować, więc postawiłyśmy na relaks i o to jest babski wieczorek filmowy - uśmiechnęła się dumnie i zaczęła wybierać film.
- Jest cudownie Dan. Dziękuję - usiadłam na kanapie. Po chwili każda zajęła swoje miejsce, a Perrie włączyła pierwszą komedię. Byłam prze szczęśliwa. Wspólny wieczór z przyjaciółkami był o wiele lepszy niż zgonowanie po litrach wypitego alkoholu. Mimo prób, nie mogłam skupić się na filmie. Co chwila myślami byłam kompletnie gdzie indziej. Odczuwałam lekki strach przed jutrem. Chciałam by wszystko było idealnie. Oprócz sukni i kwiatów nie miałam nic do gadania, ponieważ wszystko na siebie wzięły mama i Jay. Były tak szczęśliwe z powodu naszych zaręczyn, że nie chciałam odbierać im tej przyjemności. Trochę mi też ulżyło, bo zorganizowanie ślubu w trzy tygodnie to prawdziwy wyczyn, a ja nawet z suknią miałam problem.
Moje przemyślenia przerwała wibracja mojego telefonu. Wzięłam komórkę do ręki. Na ekranie widniało zdjęcie Louisa. Uśmiechnęłam się pod nosem. Przeprosiłam dziewczyny i zaszyłam się w kuchni.
- Co tam słońce? - spytałam radośnie - Nie ma to jak dzwonić do narzeczonej podczas wieczoru kawalerskiego i patrzeć na tańczące striptizerki - zaczęłam się śmiać, a chłopak dołączył do mnie po chwili.
- Już niedługo narzeczona - wyobrażałam sobie jego promienny uśmiech na twarzy - I nie ma tu striptizerek - dodał.
- Wiesz po Harrym i Zaynie to ja się wszystkiego spodziewam - powiedziałam i znów zaczęliśmy się śmiać.
- Coś w tym jest. A wy co robicie?
- Babski wieczór filmowy.
- O zazdroszczę. Też posiedziałbym przed telewizorem. A tak w ogóle to będziesz spała u mnie czy u dziewczyn? - zapytał.
- Niestety u dziewczyn. Mama i Jay rano przyjeżdżają, więc czeka mnie męka.
- Uu.. Szkoda. Myślałem, że jeszcze sobie porozmawiamy w nocy - powiedział zasmucony.
- Wiem skarbie, ale dziewczyny mi nie pozwolą. Pewnie i tak będę musiała zaraz iść spać, żeby nie mieć worów pod oczami - zaśmiałam się cicho.
- A no tak. Ach wy kobiety. Dla mnie i tak będziesz wyglądała pięknie.
- Wiem Lou, najchętniej założyłabym rurki i twoja turkusową koszulę - uśmiechnęłam się.
- Dla mnie mogłabyś przyjść w samej koszuli - zaczął się śmiać.
- Domyślam się, ale mama i Jay by mnie zabiły.
- Oj tak. Mogłabyś nie doczekać tortu. Dobra słoneczko ja będę kończył, bo już mi tu chłopaki jęczą.
- Do jutra Lou.
- No papa, skarbie - przesłał mi buziaka i zakończył połączenie.
Wróciłam do salonu i pożegnałam się z dziewczynami. Weszłam spokojnie na górę i zaszyłam się w swoim pokoju. Mimo stresu i tak szybko zasnęłam.

Około siódmej obudziła mnie mama.
- Hej słoneczko - pocałowała moje czoło.
- Hej mamuś. Jeszcze pięć minut - schowałam się pod kołdrą, ale bezskutecznie, bo moja rodzicielka szybko mi ją zabrała.
- Nawet o tym nie myśl. Mik do kuchni - dodała i wyszła z pokoju.
Ziewnęłam głośno i wstałam niechętnie z łóżka. Zaszyłam się w łazience. Wzięłam długi i przyjemny prysznic. Zarzuciłam na siebie przygotowaną, nowa bieliznę. Założyłam jeszcze szlafrok i zeszłam na dol. Jak się okazało wszyscy już byli na nogach. Zignorowałam ich i wyszłam z domu. Nie przejmując się swoim strojem przeszłam na druga stronę ulicy i weszłam do domu chłopaków. O dziwo tu też wszyscy latali i szukali przeróżnych rzeczy. Weszłam po schodach na górę i po cichu zaszyłam się w pokoju Louisa.
- Jus - zdziwił się chłopak, ale przerwałam mu i położyłam palec na ustach.
- Stęskniłam się - uśmiechnęłam się tylko i namiętnie pocałowałam jego wargi. Były tak smakowite, że nie mogłam się od niego oderwać. Niestety do pokoju wkroczył Liam.
- Louis czy.. JUS! Co ty tu robisz? Wszyscy cię szukają - powiedział i pociągnął mnie za rękę. Posłałam chłopakowi całusa w powietrzu, a ten podbiegł do mnie i musnął moje wargi. Zaczęliśmy się śmiać, a Liam nie dawał za wygraną.
- Chodź Jus, bo twoja mama cały Londyn przeczesze jeśli zaraz nie wrócisz.
- Ok, ok - posmutniałam i posłusznie poszłam za chłopakiem. Gdy weszłam do domu, wszyscy się na mnie rzucili. Tylko Mia, Perrie i Dan śmiały się jak Liam wyjaśnił gdzie byłam. Jay zaprowadziła mnie do salonu i posadziła na wysokim krześle. Po chwili moje koleżanki i Jay skakały w okół mnie i usiłowały zrobić coś z moim wyglądem. Moje włosy spięły w ładnego koka i wczepiły w niego setki kwiatków. Zrobiły mi delikatny makijaż. Kiedy góra była gotowa moja mama przyniosła moją suknie. Była jak z bajki. Zawsze chciałam mieć długą, śnieżnobiałą suknię i wyglądać w niej jak księżniczka. Miała piękny koronkowy gorset, który zawiązany był długą wstążką, a na jej końcu znajdowały się kwiaty. Reszta była gładka i bez dodatków. Danielle podała mi piękną biżuterię, a Mia założyła welon. Na koniec założyłam wysokie pantofle, a na udo zarzuciłam podwiązkę. Stanęłam wyprostowana przed lustrem i uśmiechnęłam się promiennie. Podobał mi się efekt końcowy.
Obok mnie ustała moja mama. Miała na sobie śliczną, bordową sukienkę. Spojrzała mi w oczy i zaczęła płakać.
- Mamuś nie płacz - zaczęłam wycierać jej łzy.
- Przepraszam, ale wyglądasz tak pięknie - powiedziała, a ja mocno ją przytuliłam i ucałowałam jej policzek.
- O boże Jus! Wyglądasz przepięknie! - usłyszałam głos Loczka.
- Harry co ty tu robisz? - zdziwiłam się.
- Louis kazał mi sprawdzić czy wszystko w porządku - podszedł do mnie - Jak cię zobaczy to mu szczęka opadnie.
- No ja myślę - uśmiechnęłam się i przytuliłam przyjaciela - Teraz tylko dowieź go na miejsce - zaczęłam się śmiać.
- Załatwione - pocałował mój policzek i się zmył.
- My też musimy się zbierać - dodała Jay i podała mi do rąk bukiet lilii. Herbaciane lilie. Uwielbiałam te kwiaty. Spojrzałam jeszcze raz w swoje odbicie w lustrze i z uśmiechem wyszłam z domu. Danielle pomogła mi wsiąść do auta i odjechaliśmy.

       Ślub odbył się na świeżym powietrzu. Miejsce było cudowne. Piaszczysta plaża. W oddali morze. Niedaleko wielkiego namiotu ustawione były krzesła na których siedzieli zaproszeni goście. Kawałek dalej stał pastor, chłopaki, moje przyjaciółki i mój Louis. Wszędzie stały wazony z herbacianymi liliami i różami. Widok był niezwykły. Kiedy wysiadłam z samochodu, wzrok wszystkich przeniósł się na moją osobę. Spojrzałam na Louisa i zauważyłam na jego twarzy ogromny uśmiech. Złapałam mamę za rękę i stanęłyśmy na początku długiego dywanu. Rozbrzmiała muzyka i razem z moją rodzicielką ruszyłyśmy w stronę mojego narzeczonego. Czułam niesamowitą radość. Każdy z gości uśmiechał się do mnie i cieszył z mojego szczęścia. Gdy wreszcie dodarłam do bruneta, spojrzałam w jego lazurowe tęczówki.
- Pięknie wyglądasz - szepnął.
- Ty również - uśmiechnęłam się i odwróciliśmy się w stronę pastora.
- Zebraliśmy się tu dziś, by połączyć tę wspaniałą parę zakochanych, młodych ludzi w związek małżeński - powiedział pastor, a Harry przysunął pod nasze ręce obrączki. Louis wziął mniejszą z nich i zaczął swoją przysięgę:
- Ja Louis William Tomlinson biorę ciebie Justine Margaret Black za żonę i pragnę trwać przy tobie na dobre i na złe; w zdrowiu i w chorobie; w bogactwie i biedzie; w miłości. Będę cię miłować tak długo aż będę żył i obiecuję kochać cię w każdym momencie wieczności - zakończył i włożył na mój palec pierścionek. Potem ja chwyciłam jego obrączkę i powtórzyłam całą przysięgę. Założyłam na jego rękę pierścionek i szepnęłam jeszcze:
- Kocham cię.
- Kocham cię Justine - powiedział głośno.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą - zwrócił się do Louisa. Czekałam na ten moment całą uroczystość. Brunet uśmiechnął się promiennie. Złapał mnie w pasie i namiętnie pocałował. Wszyscy obecni zaczęli klaskać i wiwatować. Kiedy przerwaliśmy, Tommo wziął mnie na ręce i zaniósł do wielkiego namiotu. Wszyscy goście podążyli za nami. Każdy zajął swoje miejsce. Wszyscy wznieśli toast na nasze zdrowie, podczas naszego kolejnego pocałunku. Rozglądając się po sali ujrzałam znajome twarze i cieszyłam się, że mogę zobaczyć tych wszystkich ludzi. Louis złapał moją dłoń i zaprowadził mnie na parkiet. Z głośników zabrzmiały pierwsze dźwięki 'Look After You', a z moich oczu popłynęły łzy radości. Chłopak otarł mój policzek i mocno mnie pocałował. Tańczyliśmy spokojnie w rytm muzyki.
- Kocham cię moja żono - szepnął mi do ucha.
- Ja cię też, mój mężu - uśmiechnęłam się do niego. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i ponownie się pocałowaliśmy.
To był najpiękniejszy dzień mojego życia....


***
No to ten.. To smutne, ale to już jest przedostatni rozdział. 
Został już tylko jeden i od razu powiem, że bd on z perspektywy Louisa.
Mam nadzieje, że się wam spodoba :-)
Czyta was już około 36 osób więc mam nadzieje, że większość z was skomentuje :-P
Do zobaczenia :***

8 lipca 2013

#30

     Parę tygodni później.
     Czekałam na szpitalnym korytarzu. Nadszedł czas mojej kolejnej comiesięcznej wizyty. Nie przepadałam za tymi wizytami, ale zdążyłam już się przyzwyczaić. Nawet do lekarza zwracałam się po imieniu. Tym razem jednak nie było ze mną Louisa. Miał trasę z chłopakami. Pocieszał mnie fakt, że zapewne świetnie się bawił. Spojrzałam po raz setny na zegarek i zaczęłam się niecierpliwić. Obok mnie usiadła mała dziewczynka. Na oko miała może z siedem lat. Była piękna. Burza blond kręconych loków poruszała się z każdym jej ruchem. W pewnej chwili spojrzała na mnie.
- Czemu tu siedzisz? - spytała beztrosko.
- Jestem chora - powiedziałam spokojnie - Przyszłam porozmawiać z lekarzem.
- O to tak jak ja - wdrapała się na moje kolana - Mam białaczkę - uśmiechnęła się. Była taka radosna i młoda..
- O widzisz to tak jak ja - uśmiechnęłam się do niej.
- O jej. To będziemy się tu często widywać - przytuliła mnie - Już cię lubię.
- Oby jak najczęściej słoneczko - pocałowałam jej główkę.
- Panna Black? - usłyszałyśmy głos pielęgniarki obok i obie spojrzałyśmy na kobietę.
- Tak?
- Może pani wejść - dodała i zniknęła w pomieszczeniu.
- To ja lecę, trzymaj kciuki - zwróciłam się do dziewczynki i weszłam do gabinetu.
W pomieszczeniu było jasno i panował niesamowity porządek. Na środku stało wielkie biurko, a za nim siedział doktor.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Witaj Jus, usiądź proszę - wskazał krzesło obok biurka, a ja spełniłam jego prośbę - Jak się trzymasz? - spytał.
- Nie najgorzej, ale przejdźmy może do konkretów.
- Oczywiście - odnalazł jakieś papiery na biurku - Twój układ odpornościowy słabnie. Rak objął już wszystkie narządy - powiedział zasmucony.
- Ile mi zostało? - starałam się powstrzymać łzy, ale lekarz się wahał.
- Nie chcę się bawić w zgadywanie, Jus.
- Spokojnie, nie pozwę cię jeśli się pomylisz - dodałam.
- Och Jus - uśmiechnął się - Dwa, może trzy miesiące - wydusił to z siebie, a ja zamarłam.
Wstałam z fotela i opuściłam salę. Z moich oczu popłynęły łzy. Niby byłam gotowa na śmierć, ale nie myślałam, ze nadejdzie tak szybko. Po chwili podeszła do mnie mała blondynka.
- Czemu płaczesz? - zaczęła wycierać moje łzy.
- Umieram - szepnęłam.
- Jak wszyscy - złapała moją rękę - Zamiast płakać idź ciesz się życiem. Spójrz na mnie. Zostały mi dwa miesiące, a ja skaczę z radości. Mamusia mówi, że śmierć będzie przyjemna i poczuję ulgę. U ciebie też tak będzie - dodała, a ja mocno przytuliłam jej ciało. Była taka mądra.
- Dziękuje ci - pocałowałam jej główkę - Trzymaj się. Ja już pójdę do domu.
- Pa pa! - machała do mnie rączkami, gdy odchodziłam do drzwi. Kierując się do wyjścia, minęłam znajomą mi pielęgniarkę. Pomagała zawsze przy moich badaniach.
- Clear - przytuliłam ją mocno.
- Justine - odwzajemniła mój gest - Widziałam wyniki. Jak się trzymasz skarbie? - usiadłyśmy na szpitalnych krzesłach.
- Nijak - posmutniałam - Clear, powiedz mi jak to będzie wyglądać?
Ona wzięła głęboki wdech.
- Och słońce... Jak ci to powiedzieć... - zastanowiła się krótko - Niedługo nie będziesz chciała jeść. Będziesz wiecznie spragniona. Czasem pojawi się wysoka gorączka. Coraz częściej będzie ci się chciało spać. Nie będziesz miała prawie w ogóle energii.
- Czy to będzie boleć? - dopytałam.
- Nie - uśmiechnęła się - Damy ci zapas morfiny. Ale wiesz co, będziesz miała piękne sny. Zobaczysz w nich dokładnie to co będziesz chciała widzieć. Zaczniesz mylić rzeczywistość z tymi snami, bo będą takie realne.
- Myślisz, że będę się bać?
- Myślę, że miałaś najgorsze szczęście na świecie. To będzie spokojna śmierć. Bliscy będą przy tobie do końca. Ja pewnie i tak bym się bała - uśmiechnęła się lekko - Ale jak poradzisz sobie z dniami, które ci pozostały tak jak należy, to wszytko będzie tak jak powinno.
- Nienawidzę, kiedy mówisz 'dni' - spojrzałam w jej oczy, a ona się zawahała.
- Aż w końcu, Jus, odpłyniesz - dokończyła.
Spuściłam swój wzrok na stopy.
- Dziękuje ci Clear - przytuliłam ją mocno.
- Trzymaj się, Jus. Cieszę się, że cię poznałam - odwzajemniła mój gest i wstała. Odprowadziłam ją wzrokiem i wyszłam ze szpitala.

      Do domu wróciłam na piechotę. Nie miałam ochoty teraz nikogo oglądać i z nikim rozmawiać. Nie byłam załamana. Od czasu wyjazdu do Ameryki przywykłam do świadomości, że umrę. Mimo to cholernie się bałam. Kompletnie nie wiedziałam jak to będzie. Potrzebowałam rozmowy. Wiedziałam, że Dan jest w pracy, a Mia w szkole. Gdy doszłam do naszego osiedla, wbiegłam do domu Louisa. Stał pusty. Nie było go. Byłam taka głupia. Miał przecież próbę z chłopakami. Pobiegłam, więc do swojego pokoju i zaczęłam rzucać dosłownie wszystkim. Wyciągałam każdy ciuch z szafy i rzucałam nim o ścianę. Rozwaliłam łóżko. Wybiłam szybę w oknie. Rozbiłam też lustro w łazience.
Aż w końcu poczułam się bezsilna i osunęłam się po ścianie. Do oczu napłynęły mi łzy. Płakałam jak małe dziecko i chciałam się tak zwyczajnie się do kogoś przytulić. Gdy tak siedziałam, w pewnej chwili do pokoju wbiegł Lou.
- Jus - usiadł obok i mocno mnie objął. Wtuliłam się w jego tors. Moje nozdrza wypełnił zapach jego perfum i poczułam się bezpieczna. Wszystkie lęki uszły z mojego ciała i miałam ochotę go zwyczajnie pocałować. Złapałam jego twarz w dłonie i złączyłam nasze wargi. Trwaliśmy w długim i namiętnym pocałunku.
- Dzwoniła do mnie Clear. Rzuciłem wszytko i przyjechałem - szepnął. Złapałam jego dłoń i zaczęłam bawić się jego palcami - Ja już nie daje rady Jus - z jego oczu popłynęły łzy. Spojrzałam w jego lazurowe tęczówki - Ja po prostu nie potrafię dać ci odejść. Ja sobie nie poradzę tu sam. Jesteś powodem dla którego oddycham. Czemu to dzieje się tak szybko? Zabierz mnie ze sobą - wtulił się we mnie i płakał na moim ramieniu - Nie odchodź ode mnie.
- Lou, ja zawszę będę z tobą. O tu - wskazałam na jego serce - Zawsze tu będę, rozumiesz? - namiętnie go pocałowałam - Zawsze.
- Jus.. - szepnął, a ja ponownie zatonęłam w jego oczach - Wyjdź za mnie.
- Co? - zdziwiłam się.
- Chcę żebyś została moją żoną - uklęknął przede mną i wyjął maleńkie pudełeczko.
- Louis mówisz serio?
- Oczywiście. Kocham cię i chcę cię poślubić - uśmiechnął się i wyjął pierścionek z pudełka.
- Tak! - krzyknęłam i rzuciłam się na niego - Tak, zostanę twoją żoną - pocałowałam go, a on włożył na mój palec pierścionek.
- Zostawię na razie wszystko. Zrobimy wielkie wesele.. - zaczął wymieniać, a ja mu przerwałam. 
- Jak to zostawisz wszystko? Zespół? Muzykę? - dopytywałam.
- Tak.. Nie.. Nie wiem.. Chcę spędzić z tobą ten ostatni czas.
- Nie waż mi się użalać nad sobą Louis. Masz grać, koncertować, żyć! Rozumiesz! Masz czerpać przyjemność ze wszystkiego co robisz! Nie mów mi kurwa, ze to rzucisz! - krzyczałam na niego.
- Ale Jus.. Tego chciałaś. Prosiłaś bym był zawsze obok. Ja chcę być, zrozum - złapał mój policzek i mnie pocałował.
- Możemy to pogodzić. Zobaczysz. Już ja to załatwię. Nie zostawisz chłopaków, nie dopóki ja żyję - pocałowałam go tak namiętnie, że opadliśmy na moje zniszczone łóżko. Zaczęliśmy się śmiać. Chłopak złapał kosmyk moich włosów i zarzucił go za ucho.
- Wiesz co Jus? Z każdym dniem zakochuję się w tobie na nowo - powiedział, a ja spojrzałam w jego oczy.
- Kocham cię Lou - powiedziałam pewnie.
- Wszystko będzie dobrze - otarł moje łzy i mocno mnie przytulił.


_____________________________________________________________________

***
No moi kochani zbliżamy się pomału do końca :C 
Smutno mi trochę, bo zżyłam się z tymi bohaterami. 
Zostały mi jeszcze ze trzy, może cztery rozdziały. Mam nadzieje, że wytrwacie do końca :D
Czekam na wasze długie komentarze :*** <3 ___________________________________________________________________________________________

Tak poza tym to myślę o nowej historii.  
http://bravefanfiction.blogspot.com/ <== Tutaj macie link. Dodałam już krótki wstęp i dorzucam wam zwiastun! :D
Napiszcie mi co myślicie :-)


Pa :**

3 lipca 2013

#29

     Siedziałam na naszych bagażach w holu, gdy chłopaki dopełniali formalności z hotelową recepcjonistką. Tak szybko zleciał ten czas. Nigdy nie przepuszczałam, że wyjazd do Ameryki, aż tak odmieni moje życie. Wczorajszy dzień uznałam za udany. Wszystko sobie przemyślałam i doszłam do wniosku, że dobrze zrobiłam. Szkoda tylko, że nie udało mi się porozmawiać z ojcem, ale i tak czuję się lepiej. To chyba w tym wszystkim najważniejsze.
     W pewnej chwili podszedł do mnie Harry.
- Co tak rozmyślasz śliczna? - objął mnie w pasie.
- Nic Loczek, dobrze mi tu - odpowiedziałam i mocniej wtuliłam się w jego tors. Chłopak się tylko uśmiechnął i podniósł moje ciało z walizek. Postawił mnie na podłodze i wziął swoje bagaże. Reszta też po chwili do nas podeszła i każdy złapał swoje rzeczy. Louis podał mi najlżejszą walizkę, a resztę wziął sam. Uśmiechnęłam się promiennie do chłopaka i złapałam jego dłoń. Razem ruszyliśmy do czekających taksówek. Samochody w kilka minut dowiozły nas na lotnisko. Bez większych problemów zajęliśmy swoje miejsca i niedługo potem samolot odleciał.

     Podróż trwała już od dobrej godziny, a ja mimo zmęczenia nie mogłam zasnąć. Louis słodko pochrapywał na moim ramieniu. W mojej głowie kłębiły się różne myśli. Czułam radość przemieszaną z niepokojem. Cieszyłam się z powrotu do Anglii, ale bałam się rozmowy z mamą. Całość lekko ułatwiał fakt, że Louis poinformował już wszystkich o mojej chorobie, w tym moją mamę. Mimo to strasznie bałam się jej reakcji. Nie za bardzo chciałam o tym wszystkim rozmawiać. Wolałabym zapomnieć o białaczce i żyć jak dawniej. Tak jakbym nigdy się nie dowiedziała. Mimo to wiedziałam, że ludzie będą się mnie ciągle o to pytać. Czemu? Jak? Co? Ja nie chciałam odpowiadać, bo chyba sama bałam się poznać tych prawdziwych odpowiedzi. Pomimo tych wszystkich niepewności, czułam, że pogodziłam się z losem. Byłam gotowa na wszystko.
      Rozejrzałam się po samolocie. Większość pasażerów słodko spała. Chłopaki też pochrapywali, z wyjątkiem Liama. Uśmiechnęłam się do chłopaka, a on odwzajemnił mój gest.
- Co jest? - szepnął w moim kierunku.
- Boję się.. - lekko posmutniałam - mamy..
Chłopak tylko się uśmiechnął.
- Nie masz się co martwić, ona zaakceptuje twoją decyzję - powiedział.
- Skąd ta pewność?
- Bo ona cię kocha Jus. Tak jak my wszyscy. Traktujemy cię i kochamy jak rodzinę. Wszyscy zaakceptowaliśmy twoje zdanie. Mimo, że niektórzy pewnie w stu procentach nie zgadzają się z twoją decyzją i tak cię rozumieją - wyjaśnił.
- Dziękuje - miałam ochotę go przytulić.
- Idź spać - puścił buziaka w moją stronę, a ja tylko się uśmiechnęłam. Jego słowa lekko mnie uspokoiły. Wtuliłam się w tors Louisa i niedługo potem usnęłam.

      Gdy wylądowaliśmy, było po północy. Harry rzucił się na ziemie i zaczął całować betonową płytę.
- Loczek co ty do cholery robisz? - zdziwił się Zayn.
- Nareszcie ziemia! Już mnie dupa bolała od siedzenia - powiedział, a ja razem z resztą wybuchnęliśmy śmiechem. Odebraliśmy nasze bagaże i ruszyliśmy do samochodów. Niall oczywiście zapodział się w pobliskiej restauracji i musieliśmy go szukać. Kiedy zguba się odnalazła, razem z Louisem postanowiliśmy od razu udać się do Doncaster. Pożegnaliśmy się z chłopakami i odjechaliśmy z lotniska.
     Jak zwykle podczas podróży śpiewaliśmy głośno różne piosenki i śmialiśmy się co chwila. Mimo późnej godziny żadne z nas nie było zmęczone. Całą drogę nie puszczaliśmy swoich rąk i skradaliśmy sobie pocałunki. Gdy podjechaliśmy na podjazd mojego domu, odpięłam swój pas i usiadłam okrakiem na Louisie. Chłopak powstrzymywał się od śmiechu, a ja namiętnie pocałowałam jego usta. Tommo objął mnie mocno i trzymając na rękach wysiadł z samochodu. Nie przerywając namiętnego pocałunku ruszyliśmy w stronę drzwi. Znalazłam zapasowy komplet kluczy w starej doniczce. Mama zawsze miała tam jeden na wszelki wypadek. Otworzyliśmy dom i Louis postawił mnie na ziemi. Zdjęliśmy z siebie płaszcze i buty. Pobiegliśmy na górę do mojego pokoju. Uciekałam przed Louisem, ale bezskutecznie. Chłopak ponownie wziął mnie na ręce i położył na moim łóżku. Szybkim ruchem ściągnęłam z niego jego koszulkę. Przez chwilę podziwiałam jego piękny tors, a on pozbył się moich ubrań. Skradaliśmy sobie pocałunki, a ja zaczęłam bawić się gumką od jego bokserek. Tommo zaśmiał się głośno.
- Nie tak szybko kochanie - szepnął.
- Nie moja wina, że jesteś taki pociągający słoneczko - ruszyłam ponętnie swoimi brwiami i uśmiechnęłam się promiennie.
- Jeśli myślisz, że zrobię to z tobą w domu twojej matki, to się grubo myślisz - pocałował mnie w policzek.
- O co ci chodzi? Możemy iść do twojego jak chcesz - zaczęłam się śmiać, a brunet do mnie dołączył.
Gdy oboje się uspokoiliśmy, chłopak ponownie mnie pocałował i przykrył nasze ciała kołdrą.
- Śpij słoneczko - szepnął mi do ucha i objął mnie ramieniem.
- Dobranoc - odpowiedziałam i po raz ostatni złączyłam nasze usta.

     Przebudziłam się o poranku. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Domyśliłam się, że to mama. Musiała mieć nocną zmianę. Pocałowałam Louisa w policzek. Wstałam z łóżka. Poszłam do łazienki i wzięłam przyjemny prysznic. Zarzuciłam na siebie świeżą bieliznę i koszulkę Louisa. Włosy zebrałam w koka i zeszłam na dół. Rozejrzałam się po całym domu, ale nigdzie nie mogłam znaleźć mojej rodzicielki. Musiała siedzieć na tarasie. Wbiegłam po schodach i poszłam do jej sypialni. Tak jak myślałam, popijała herbatę na balkonie. Podbiegłam do niej i usiadłam jej na kolanach.
- Cześć mamusiu - pocałowałam jej policzek.
- Witaj córciu - przytuliła mnie mocno - Jak się trzymasz? - spytała.
- O dziwo dobrze - uśmiechnęłam się - Mam Louisa przy sobie, chłopaki też cały czas mnie wspierają. Jestem szczęściarą - dodałam radośnie.
- Wiem, wiem. Cieszę się, że masz kogoś takiego. A kiedy w ogóle wróciliście?
- Wczoraj, koło drugiej byliśmy w domu.
- A jak wyjazd?
- Było rewelacyjnie. Romantyczne wieczory z Lou. Wypady szóstką na plażę. Zwiedziłam też trochę miasto. Pokaże ci później zdjęcia. A i odwiedziłam ojca.
- Naprawdę? - zdziwiła się.
- Tak, też jestem w szoku, ale czuję się o wiele lepiej. Nie rozmawiałam z nim. Zostawiłam mu tylko wiadomość.
- To dobrze, a co postanowiłaś zrobić.. no wiesz z chorobą? - widziałam, że jest jej ciężko.
- Nie bądź na mnie zła... Ale nie chcę się leczyć, mamo. Nie chce przechodzić przez to co babcia. Chcę spędzić ten ostatni rok szczęśliwa - wyjaśniłam, a ona chwilę się zastanowiła. Spojrzała w innym kierunku i myślała się nad odpowiedzią.
- Wiesz co... Nie wiem za bardzo co mam ci powiedzieć. Rozumiem twoje zdanie córciu, ale wiedz, że nie popieram go w całości. Uważam, że jesteś młoda i powinnaś walczyć. Nie wyobrażam sobie tego, że za rok ma cię już nie być.. To cholernie trudne córeczko - pocałowała mnie w czoło.
- Wiem mamo - przytuliłam ja mocno.
- No, ale pewnie i tak na nic moje słowa. Już postanowiłaś, co? - spytała, a ja kiwnęłam głową.
- Dobrze - zaczerpnęła powietrza - Jesteś prawie dorosła. Sama musisz zadecydować. Pamiętaj jednak, że nieważne co, ja zawsze będę po twojej stronie.
- Wiem mamuś - przytuliłam ją mocno - Kocham cię - szepnęłam.
- Też cię kocham, a gdzie tamten śpioch? - uśmiechnęła się.
- Dzień dobry! - usłyszałam głos Louisa. Chłopak przeciągał się i właśnie wchodził na taras. Usiadł na przeciwko nas i napił się kawy.
- Pani Black. Uwielbiam pani kawę - uśmiechnął się.
- Cieszę się, że ci smakuje Tommo. Jedzcie kochani, a ja pójdę się przespać. Ciężka noc za mną - wstałam z jej kolan, a ona położyła się do łóżka. Uśmiechnęłam się do Louisa, a on pokazał na swoje nogi. Ze śmiechem podeszłam do niego i usiadłam na kolanach chłopaka. Objęłam jego szyję i pocałowałam delikatnie jego wargi.
- Wyjaśniłyście sobie wszystko? - zapytał, zajadając się kanapkami mojej mamy.
- Myślę, że tak. Wiem, że jest jej ciężko.
- Tak jak nam wszystkim Jus, ale nie martw się. Będziemy z tobą do końca - pocałował mnie namiętnie.
- Wiem słońce.
- Jutro zaczynamy trasę z chłopakami - lekko posmutniał.
- To dobrze - złapałam jego policzek - Cieszę się, że udało się wam zaistnieć. To niesamowite. Zawsze marzyłeś o koncertowaniu przed wielką publicznością - powiedziałam pełna entuzjazmu.
- Wiem Jus, ale trasa wiąże się z wyjazdami. Nie chcę cię zostawiać samej w Londynie.
- Daj spokój, nie będę sama. Jest Dan i Mia. Jak coś mogę zawsze przyjechać do mamy. A poza tym to nie myśl, że będziesz wolny - uśmiechnęłam się - Będę jeździć za tobą po kraju i nie dam ci spokoju - pocałowałam go.
- Taa - zaczął się śmiać - Jutro na pewno wezmę cię ze sobą.
- No ja myślę - zaczęłam się z nim droczyć.
Skończyliśmy jeść śniadanie i postanowiliśmy odwiedzić rodzinę Louisa.
     Gdy tylko przekroczyliśmy próg jego domu, rzuciła się na nas Jay.
- Witajcie słoneczka! - krzyknęła i mocno nas przytuliła - Och ty mój Boobear'ku - ucałowała Louisa w oba policzki, a on się lekko zarumienił. Po chwili podbiegły do nas dziewczyny. Kiedy wszyscy się powitaliśmy, Lottie i Fizzy zaciągnęły mnie do salonu.
- Opowiadaj jak było w Ameryce?! No właśnie mów! - krzyczały na zmianę, a ja się tylko śmiałam. Od tyłu podszedł do mnie Lou i objął mnie rękoma.
- Dajcie jej spokój. To moja dziewczyna - pokazał im język.
- Traktujesz mnie jak przedmiot, o nie! Foch!- zaczęłam udawać złość, a siostry chłopaka tylko się śmiały.
- Nie słoneczko, nigdy - zaczął się bronić brunet.
- No ja myślę, Boobear'ku - uśmiechnęłam się, a on zaczął się śmiać.
- To tekst mojej mamy.
- No co ty nie powiesz - droczyliśmy się jeszcze chwilę. dopóki nie przerwała nam Jay.
- Boobear do kuchni!  Musisz mi pomóc - na te słowa wybuchnęłam śmiechem.
- Już idę, mamo - pocałował mnie i poszedł do swojej rodzicielki. Kiedy chłopak zniknął z moich oczu, odwróciłam się w stronę dziewczyn. One siedziały na podłodze uśmiechnięte.
- No co? - zdziwiłam się.
- Nic - odpowiedziały chórkiem i zaczęły się śmiać.
- Na pewno nic? - dopytałam i zaczęłam wszystkie gilgotać. Niestety źle oceniłam sytuacje i po chwili przybiegły też bliźniaczki. Cała czwórka wylądowała na moim ciele.
- Tommo! Pomocy! - krzyknęłam, a chłopak po chwili zjawił się w salonie.
- O nie! Tylko ja ją mogę gilgotać! Z drogi! - krzyczał i odsuwał ode mnie bliźniaczki. Gdy skończył, rzucił się na mnie i tym razem to on siedział okrakiem na moim ciele i mnie gilgotał.
- Świetnie! - krzyknęłam i nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Złapałam chłopaka za koszulkę i namiętnie go pocałowałam. To trochę go zdezorientowało. Szybkim ruchem obróciłam nasze ciała i znalazłam się na górze.
- I co teraz panie Tommo Tomlinson? - uśmiechnęłam się.
- Serio? Pokonała cię dziewczyna? - do salonu weszła Jay i postawiła ciasto na stole.
- Ona ma przewagę - próbował się bronić.
- Jaką? - zdziwiłyśmy się obie.
- No jest dziewczyną! - krzyknął, a ja zaczęłam się śmiać.
- Też mi powód - pocałowałam go namiętnie i wstałam z jego ciała.
Usiadłam na kanapie obok dziewczynek i zaczęłyśmy jeść pyszne ciasto czekoladowe. Po chwili dosiadł się do nas Louis.
- To co oglądamy? - spytał.
- Titanic'a! - krzyknęły chórkiem dziewczyny, a Louis tylko się uśmiechnął. Włączył film i usiadł obok mnie. Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego tors. Czułam się tak cudownie. Wspólne oglądanie filmu i zajadanie się przekąskami. Dawno nie spędzaliśmy czasu tak zwyczajnie. Brakowało mi tego.
- Lou.. - szepnęłam, a chłopak spojrzał mi w oczy - Kocham cię.
- Też cię kocham Jus - powiedział i namiętnie pocałował moje usta.


***
Ten rozdział nie jest może jakiś super, ale tym razem przynajmniej się nie popłaczecie :-)
Miałam zbyt dobry humor, by napisać coś dramatycznego ;P
Teraz, w wakacje, nie będę dodawać często rozdziałów. Niby nie mam dużo wyjazdów, ale wiem, że wy wyjeżdżacie. Postaram się dodawać co dwa tygodnie coś nowego ;-)
Bajo :**


Jak pojawi się 20 komentarzy to dodam szybciej :D hahah