Zatrzymałem się w tym momencie i spojrzałem w niebo. Czemu mnie wtedy przy niej nie było. Nie powinna nigdy upaść na tę cholerną podłogę.
Spojrzałem na zegarek. Od jakiś dwóch godzin siedziałem na cmentarzu. Jej pamiętnik zawsze wciągał mnie tak samo, ale nie lubiłem tego momentu. Cały czas odczuwam winę. Gdybym był obok może wszystko nie potoczyło by się tak, jak się stało. Powinienem być wtedy przy niej. Cały czas powinna czuć się bezpieczna. Czemu nie zadzwoniła po pierwszym upadku? Rzuciłbym wszystko w cholerę i przyjechał. Niestety wszystkiego dowiedziałem się od pielęgniarki...
~ * ~
Mimo pracy, godziny mijały nam jak minuty. Zabawa na planie była fascynująca. Wygłupialiśmy się jak zawsze i jeszcze nam za to płacili. Niestety wszystko ma jakieś wady. Tu też się bez nich nie obeszło. Minusem był brak Jus. Strasznie tęskniłem za jej cudownym uśmiechem i pragnąłem tak zwyczajnie ją przytulić do swojego ciała. Chłopaki chyba wiedzieli co czuje, bo co jakiś czas każdy starał pocieszać mnie dobrymi gestami wsparcia. Cieszyłem się, że ta piątka stała się dla mnie kimś bliskim. Byli dla mnie braćmi, których nigdy nie miałem. Wiedziałem, że Liam, Harry i Zayn też tęsknią za swoimi dziewczynami, ale Jus była tak niedaleko, a ja nie mogłem być przy niej. Po jakiś trzech godzinach nagrywania moje myśli kompletnie odpłynęły. Wyobrażałem sobie swój powrót do hotelu i planowałem cudowny wieczór z moją dziewczyną. Czułem w nozdrzach zapach jej wspaniałych perfum. Z transu wyrwał mnie Harry.
- Boobear! - krzyknął.
Odwróciłem twarz w jego kierunku.
- No co Loczek? - spytałem, jakby nigdy nic.
- Daj tej swojej pustej głowie trochę spokoju i nie myśl cały czas o Jus. Ona zapewne leniuchuje przed telewizorem i planuje dla ciebie niespodziankę na wieczór - przysiadł obok i poklepał mnie po plecach.
- Może masz rację - szepnąłem.
- Louis! Harry! Ruszcie swoje tłuste tyłki i przyjdźcie tu! - krzyknął Zayn.
- Poczekaj nasz badboy'u, bo z Louisa dupą to trochę potrwa - Harry zaczął się śmiać i klepnął mnie po tyłku. Spojrzałem na niego z udawaną złością i po chwili oboje powstrzymywaliśmy się od śmiechu. Gdy doszliśmy do pozostałej trójki,
zaraziliśmy ich naszym dobrym humorem i niedługo potem wszyscy leżeliśmy ze śmiechu na piasku. Niall chwycił w ręce gitarę i zaczął brzdąkać pierwsze akordy 'Wonderwall'. Siedzieliśmy obok oceanu i śpiewaliśmy graną przez blondyna piosenkę. Ciepłe promienie słońca umijały nam spokojne chwile, ale słone fale co jakiś czas moczyły moje stopy. Dobrze, że miałem tych czubków przy sobie.
Kiedy tak siedzieliśmy w piątkę, zadzwonił mój telefon. Na mojej twarzy pojawił się zarys uśmiechu, bo miałem nadzieje na to, że dzwoni Jus. Niestety na wyświetlaczu pojawił się nieznany mi numer. Chwilę zastanawiałem się czy odebrać, ale nadawca się nie poddawał. Przesunąłem palcem po ekranie i odebrałem połączenie.
- Hallo?! - krzyknąłem do słuchawki.
- Witam, czy rozmawiam z Louisem Tomlinsonem? - spytała jakaś starsza kobieta.
- Tak. O co chodzi? - zacząłem się niecierpliwić.
- Do naszego szpitala trafiła Justine Black. Z hotelu dowiedzieliśmy się, że dzielił pan z nią pokój.. - zaczęła tłumaczyć, ale ja na dźwięk imienia Jus zamarłem. Chłopaki wpatrywali się we mnie, a Harry szybko wyrwał mi telefon i wziął na głośno mówiący.
- Czy może pan przyjechać, to nie sprawa na telefon - zakończyła pielęgniarka. Ocknąłem się.
- Tak! Będę jak najszybciej się da! - krzyknąłem i zakończyłem połączenie.
- O co chodzi? - spytał Liam.
- Jus! - krzyknąłem i pobiegłem w stronę Paula. Miałem nadzieje, że pożyczy mi swój samochód. Nasz ochroniarz rzucił mi kluczyki i nie czekał na wyjaśnienia.
- Zadzwoń tylko jak coś się dowiesz! - krzyknął, a ja machnąłem porozumiewawczo ręką.
Gdy dobiegłem do samochodu, okazało się, że cała czwórka zajęła już miejsca pasażerów i czekała na mnie. Usiadłem na miejscu kierowcy i szybko odpaliłem samochód.W aucie panowała niezręczna cisza. Miałem to jednak gdzieś. Liczyło się tylko to żeby jak najszybciej dowiedzieć się co z Justine.
Po jakiś dwudziestu minutach dojechaliśmy do celu. Zaparkowałem pojazd na pobliskim parkingu i pobiegliśmy do szpitala. Widok białych, sterylnych pomieszczeń lekko mnie przerażał, a zapach szpitalnego jedzenia w ogóle nie pomagał. Nie wiedząc gdzie dokładnie mam iść, odszukałem wzrokiem jakiegoś punktu informacyjnego. Podszedłem do siedzącej za biurkiem starszej kobiety.
- Dzień dobry! Czy mogę wiedzieć, gdzie znajduję się Justine Black? - spytałem dosyć spokojnie.
- Chwileczkę - odpowiedziała pielęgniarka i zaczęła coś sprawdzać w komputerze. Niecierpliwiąc się zacząłem stukać placami w blat stołu. Kobieta spojrzała na mnie wymownie. Przeprosiłem ją wzrokiem i przestałem. Po chwili się odezwała.
- Przywieziono ją około godziny temu. Z tego co mi wiadomo znajduje się na izbie przyjęć. Proszę się kierować tym korytarzem - wskazała mi kierunek - i cały czas prosto. Na końcu znajdują się wielkie drzwi i niebieski napis Izba Przyjęć. Nie przeoczy pan - dodała.
- Dziękuje - rzuciłem i ruszyłem we wskazanym kierunku.
Tak jak mówiła pielęgniarka, napis rzucał się w oczy. Pchnąłem z całej siły drzwi i ruszyłem do punktu lekarskiego. Chłopaki usiedli na szpitalnych krzesłach, a ja zaczepiłem jednego z lekarzy.
- Mogę wiedzieć co z Justine Black?
- Pan Tomlinson? - spytał.
- Tak to ja.
- Zapraszam do gabinetu - wskazał ręką na drzwi i weszliśmy do małego pomieszczenia. Mężczyzna usiadł na fotelu za biurkiem, a ja na przeciwko niego.
- Mogę się z nią zobaczyć? - spytałem niecierpliwie.
- Pańska dziewczyna jest obecnie bardzo przemęczona i śpi. Jej stan na razie jest stabilny - wytłumaczył.
- Ale co się w ogóle stało? - zdziwienie wypisywało się na mojej twarzy.
- Justine jest bardzo osłabiona i kilkakrotnie zemdlała. Zrobiliśmy jej różnorodne badania i jak się okazało istnieje podejrzenie białaczki.
- Co? - nie mogłem uwierzyć w to co słyszę - Ale ona nigdy mi nic nie mówiła..
- Typ białaczki pańskiej dziewczyny objawia się nagle. Ona sama mogła nie wiedzieć, że choruje.
- Ale to uleczalne? - dopytywałem.
- Są szanse, ale przed pańską dziewczyną długa chemioterapia i walka z chorobą. To ona musi podjąć ostateczną decyzję.
- Czy ona już wie?
- Niestety nie. Nie miałem możliwości z nią jeszcze porozmawiać. Gdy tylko się obudzi, wszystko jej wyjaśnię - zapewnił.
- Mogę ją zobaczyć?
- Tak oczywiście, jest w sali 207 - powiedział.
- Dziękuje doktorze - zamknąłem zrezygnowany za sobą drzwi. Nie mogłem tak od razu do niej pójść. 'Kurwa to nie może być prawda!' - pomyślałem. Usiadłem na pobliskim krześle i zasłoniłem dłońmi twarz. W mojej głowie huczało wiele różnorakich myśli, a z oczu popłynęły mi łzy. Dlaczego ona? Taka piękna, młoda dziewczyna. Nie mogłem zrozumieć powodu tego wszystkiego. Poczułem na swoich plecach czyjeś ramię.
- Co jest stary? - usłyszałem głos Harrego. Nie wytrzymałem i przytuliłem mocno jego tors. Potrzebowałem wsparcia. Chłopak nic nie mówił. Odwzajemnił mój gest i czekał aż sam zacznę mówić.
- Justine prawdopodobnie jest chora. Ma białaczkę - szepnąłem do ucha przyjaciela.
- Co? - odsunął się ode mnie - I ty siedzisz tu jak kołek. Leć do niej i ją wspieraj! - krzyknął i podniósł mnie z krzesła - Ona cię potrzebuje stary. Jesteś calym jej światem, a ona twoim. Osobno nie dacie rady. Musicie walczyć! Rozumiesz?! - krzyczał na mnie.
- Masz racje - stanąłem prosto - Idę! - dodałem pewnie, ale gdy zacząłem zbliżać się do jej sali, lekko zwątpiłem.
- Idź do niej - poczułem rękę przyjaciela na plecach - Ja wyjaśnie wszystko chłopakom.
- Dzięki Harry - uśmiechnąłem się lekko i nacisnąłem klamkę.
W pomieszczeniu znajdowało się jedno łóżko. Białe pomieszczenie wypełniało światło wpadającego słońca. Podszedłem do stojącego na środku łóżka. Usiadłem na krześle obok. Justine była podłączona do maszyny obok, a ta wydawała monotonny dźwięk. Leżała w białej, szpitalnej pościeli. Taka drobna i niewinna. Miała zamknięte powieki i lekko oddychała.
- Boże jak ja cie kocham Jus - szepnąłem. Podniosłem się delikatnie i musnąłem jej wargi. Tak brakowało mi smaku jej słodkich ust. Przesunąłem lekko jej ciało i położyłem się na łóżku, obok dziewczyny. Objąłem jej ciało swoim ramieniem i przytuliłem mocno do siebie. Złapałem jej delikatną dłoń i zacząłem bawić się jej palcami. To zajęcie zawsze mnie uspokajało.
Po kilku minutach na jej twarzy dostrzegłem promienny uśmiech, a powieki się otworzyły. Spojrzała swoimi błękitnymi tęczówkami prosto w moje oczy. Złapała moją twarz w swoje dłonie i namiętnie mnie pocałowała.
- Louis, co ja tu robię? - zapytała spokojnie, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Podobno zemdlałaś - szepnąłem - Jus.. ja cię tak bardzo przepraszam, że zostałaś sama. To się nie powinno.. - zacząłem się tłumaczyć, ale przerwała mi kładąc swój palec na moich wargach.
- Daj spokój Lou. Jest w porządku. Kocham Cię - pocałowała mnie delikatnie i wtuliła się w mój tors. Poczułem zapach cudowny zapach i lekko się rozluźniłem. Niestety musiałem jej powiedzieć prawdę.
- Jus.. - zacząłem.
- Louis możesz mi powiedzieć o co tu w tym wszystkim chodzi? Raczej nie trzymali by mnie tak długo w szpitalu z powodu zwykłego zasłabnięcia, nie? - spytała swoim słodkim głosem. Moja mina spoważniała. Dziewczyna to zauważyła. Złapała mnie za podbródek i spojrzała w moje oczy.
- Tommo musisz być ze mną szczery. Przyjmę wszystko, rozumiesz - powiedziała spokojnie.
Zaczerpnąłem powietrza i wydusiłem z siebie ciężar.
- Lekarz mówi, że masz... - spojrzała na mnie z uśmiechem, czemu kurwa ona?! - białaczkę - dokończyłem. Na jej twarzy wciąż widniał zarys uśmiechu. Pocałowała mnie namiętnie.
- Dziękuje, że mi powiedziałeś. Wiesz może gdzie jest lekarz? - spytała, nad wyraz spokojnie.
- Powiedział, że niedługo do ciebie zajrzy - odpowiedziałem, ściskając jej dłoń.
- Dobrze, czy zostaniesz ze mną przy tej rozmowie? - ponownie spojrzała w moje oczy, a ja musiałem znów powstrzymywać się przed zatonięciem w jej tęczówkach.
- Oczywiście, jeśli chcesz. Zrobię dla ciebie wszystko Jus - zapewniłem ją.
- Dziękuje - pocałowała mnie namiętnie.
- Jak teledysk? - próbowała zmienić temat.
- Nie wiem. Teraz liczysz się ty słońce - przytuliłem ją i zacząłem namiętnie całować, niestety przerwało nam pukanie do drzwi. Do pomieszczenia wszedł lekarz. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, ale poczułem dotyk Justine. Chwyciła moją dłoń i lekko się uśmiechnęła.
- Dzień dobry, doktorze. Chcę, żeby Louis był przy naszej rozmowie - powiedziała pewnie. Byłem zaskoczony jej odwagą.
- Oczywiście - powiedział i przysiadł obok łóżka na krześle - To może zacznę. Jak już pewnie Louis ci powiedział, podejrzewamy u ciebie białaczkę - zaczął spokojnie - Oczywiście to nie przekreśla wszystkiego. Możesz poddać się chemioterapii i walczyć z chorobą. Istnieje też szansa przeszczepu szpiku.
- Doktorze, jakie są szanse? - dopytywała.
- Nie umiem tego stwierdzić. Przeszczep może się udać lub nie. Zawsze istnieje ryzyko. Chemioterapia jest wieloletnia. Czeka cię ciężka walka o życie.
- A jeśli nie poddałabym się leczeniu, to ile mam czasu? - zapytała pewnie.
- Nie mogę tak oszacować.. - zaczął.
- Ile? Rok, miesiąc? - nie ustępowała.
- Około roku, może mniej może dłużej. Wszystko zależy od szybkości rozprzestrzeniania się nowotworu po organizmie.
- Dobrze. W takim razie ja nie chce się leczyć - powiedziała pewnie.
- Co? - byłem zaskoczony.
- Tommo spokojnie - złapała moją dłoń.
- Jak to kurwa nie chcesz się leczyć skoro jest cień nadziei to trzeba walczyć - krzyknąłem.
- Louis ty nie wiesz co mówisz. Chemioterapia odbierze mi życie. Nie chce spędzić każdej minuty na szpitalnym łóżku i czuć się fatalnie każdego dnia. Moja babcia miała raka piersi. Nawet nie wiesz jak ona się męczyła. Nie chce takiego życia. Pragnę spędzić ten czas z tobą. Cieszyć się każdą chwilą i korzystać z życia, a nie patrzeć na świat przez szpitalne okno - powiedziała ze łzami w oczach. Nie mogłem zrozumieć jej słów.
- Przepraszam - szepnąłem i wyszedłem z pokoju. Oparłem się o ścianę i osunąłem się w dół. Opadłem na ziemię i znów zacząłem płakać. Podbiegł do mnie Liam.
- Co z Jus? - spytał zdenerwowany.
- Ona... Ona się nie chce leczyć rozumiesz! Nie chce! - krzyczałem zapłakany. Chłopak usiadł obok mnie i lekko się zastanowił.
- Musisz ją trochę zrozumieć stary - zaczął - Jest cholernie odważna, jeśli postanowiła się nie leczyć. Ona nie przegrała Louis. Ona wygrała rozumiesz. Postawiła na swoim. Chce żyć tak jakby nigdy się o tym nie dowiedziała. Pragnie spędzić z tobą każdą wolną chwilę, a nie w szpitalu. Jeśli mam być szczery to się z nią zgadzam i chyba zrobił bym to samo - dodał, a ja się zdziwiłem - Zrozum stary, ona wie ile ma czasu. Wykorzysta go tak jak będzie chciała. Nie zmarnuje żadnej chwili, a my siedzimy i zastanawiamy się nad wszystkim. Ona po prostu będzie ryzykować i brać życie garściami. W sumie to jej nawet zazdroszczę - zakończył.
Zacząłem zastanawiać się nad jego słowami. Doszedłem do wniosku, że miał rację. Jezu jakim ja jestem idiotą. Powinienem ją wspierać. Ona jest pewnie zdołowana, a ja jeszcze jej nie pomagam. Kocham ją i tylko to się liczy. Podniosłem się z ziemi i wszedłem do jej pokoju. Lekarz właśnie żegnał się z dziewczyną i opuścił salę.
- Przepraszam Jus - ucałowałem jej czoło - powinienem zaakceptować twoją decyzję. Cokolwiek zrobisz wiedz będę z tobą - zapewniłem ją i usiadłem obok łóżka. Uśmiechnęła się do mnie i usiadła na pościeli. Schyliła się nade mną i mocno mnie pocałowała.
- Kocham cię Louis - szepnęła mi do ucha i usiadła na moich nogach.
- Też cię kocham słońce - przytuliłem ją mocno i zaciągnąłem się jej zapachem.
- Zabierz mnie stąd - szepnęła mi do ucha. Uśmiechnąłem się lekko i wstałem trzymając ją na rękach. Nie wiele myśląc wyszedłem z pomieszczenia.
- Boobear! - krzyknął.
Odwróciłem twarz w jego kierunku.
- No co Loczek? - spytałem, jakby nigdy nic.
- Daj tej swojej pustej głowie trochę spokoju i nie myśl cały czas o Jus. Ona zapewne leniuchuje przed telewizorem i planuje dla ciebie niespodziankę na wieczór - przysiadł obok i poklepał mnie po plecach.
- Może masz rację - szepnąłem.
- Louis! Harry! Ruszcie swoje tłuste tyłki i przyjdźcie tu! - krzyknął Zayn.
- Poczekaj nasz badboy'u, bo z Louisa dupą to trochę potrwa - Harry zaczął się śmiać i klepnął mnie po tyłku. Spojrzałem na niego z udawaną złością i po chwili oboje powstrzymywaliśmy się od śmiechu. Gdy doszliśmy do pozostałej trójki,
zaraziliśmy ich naszym dobrym humorem i niedługo potem wszyscy leżeliśmy ze śmiechu na piasku. Niall chwycił w ręce gitarę i zaczął brzdąkać pierwsze akordy 'Wonderwall'. Siedzieliśmy obok oceanu i śpiewaliśmy graną przez blondyna piosenkę. Ciepłe promienie słońca umijały nam spokojne chwile, ale słone fale co jakiś czas moczyły moje stopy. Dobrze, że miałem tych czubków przy sobie.
Kiedy tak siedzieliśmy w piątkę, zadzwonił mój telefon. Na mojej twarzy pojawił się zarys uśmiechu, bo miałem nadzieje na to, że dzwoni Jus. Niestety na wyświetlaczu pojawił się nieznany mi numer. Chwilę zastanawiałem się czy odebrać, ale nadawca się nie poddawał. Przesunąłem palcem po ekranie i odebrałem połączenie.
- Hallo?! - krzyknąłem do słuchawki.
- Witam, czy rozmawiam z Louisem Tomlinsonem? - spytała jakaś starsza kobieta.
- Tak. O co chodzi? - zacząłem się niecierpliwić.
- Do naszego szpitala trafiła Justine Black. Z hotelu dowiedzieliśmy się, że dzielił pan z nią pokój.. - zaczęła tłumaczyć, ale ja na dźwięk imienia Jus zamarłem. Chłopaki wpatrywali się we mnie, a Harry szybko wyrwał mi telefon i wziął na głośno mówiący.
- Czy może pan przyjechać, to nie sprawa na telefon - zakończyła pielęgniarka. Ocknąłem się.
- Tak! Będę jak najszybciej się da! - krzyknąłem i zakończyłem połączenie.
- O co chodzi? - spytał Liam.
- Jus! - krzyknąłem i pobiegłem w stronę Paula. Miałem nadzieje, że pożyczy mi swój samochód. Nasz ochroniarz rzucił mi kluczyki i nie czekał na wyjaśnienia.
- Zadzwoń tylko jak coś się dowiesz! - krzyknął, a ja machnąłem porozumiewawczo ręką.
Gdy dobiegłem do samochodu, okazało się, że cała czwórka zajęła już miejsca pasażerów i czekała na mnie. Usiadłem na miejscu kierowcy i szybko odpaliłem samochód.W aucie panowała niezręczna cisza. Miałem to jednak gdzieś. Liczyło się tylko to żeby jak najszybciej dowiedzieć się co z Justine.
Po jakiś dwudziestu minutach dojechaliśmy do celu. Zaparkowałem pojazd na pobliskim parkingu i pobiegliśmy do szpitala. Widok białych, sterylnych pomieszczeń lekko mnie przerażał, a zapach szpitalnego jedzenia w ogóle nie pomagał. Nie wiedząc gdzie dokładnie mam iść, odszukałem wzrokiem jakiegoś punktu informacyjnego. Podszedłem do siedzącej za biurkiem starszej kobiety.
- Dzień dobry! Czy mogę wiedzieć, gdzie znajduję się Justine Black? - spytałem dosyć spokojnie.
- Chwileczkę - odpowiedziała pielęgniarka i zaczęła coś sprawdzać w komputerze. Niecierpliwiąc się zacząłem stukać placami w blat stołu. Kobieta spojrzała na mnie wymownie. Przeprosiłem ją wzrokiem i przestałem. Po chwili się odezwała.
- Przywieziono ją około godziny temu. Z tego co mi wiadomo znajduje się na izbie przyjęć. Proszę się kierować tym korytarzem - wskazała mi kierunek - i cały czas prosto. Na końcu znajdują się wielkie drzwi i niebieski napis Izba Przyjęć. Nie przeoczy pan - dodała.
- Dziękuje - rzuciłem i ruszyłem we wskazanym kierunku.
Tak jak mówiła pielęgniarka, napis rzucał się w oczy. Pchnąłem z całej siły drzwi i ruszyłem do punktu lekarskiego. Chłopaki usiedli na szpitalnych krzesłach, a ja zaczepiłem jednego z lekarzy.
- Mogę wiedzieć co z Justine Black?
- Pan Tomlinson? - spytał.
- Tak to ja.
- Zapraszam do gabinetu - wskazał ręką na drzwi i weszliśmy do małego pomieszczenia. Mężczyzna usiadł na fotelu za biurkiem, a ja na przeciwko niego.
- Mogę się z nią zobaczyć? - spytałem niecierpliwie.
- Pańska dziewczyna jest obecnie bardzo przemęczona i śpi. Jej stan na razie jest stabilny - wytłumaczył.
- Ale co się w ogóle stało? - zdziwienie wypisywało się na mojej twarzy.
- Justine jest bardzo osłabiona i kilkakrotnie zemdlała. Zrobiliśmy jej różnorodne badania i jak się okazało istnieje podejrzenie białaczki.
- Co? - nie mogłem uwierzyć w to co słyszę - Ale ona nigdy mi nic nie mówiła..
- Typ białaczki pańskiej dziewczyny objawia się nagle. Ona sama mogła nie wiedzieć, że choruje.
- Ale to uleczalne? - dopytywałem.
- Są szanse, ale przed pańską dziewczyną długa chemioterapia i walka z chorobą. To ona musi podjąć ostateczną decyzję.
- Czy ona już wie?
- Niestety nie. Nie miałem możliwości z nią jeszcze porozmawiać. Gdy tylko się obudzi, wszystko jej wyjaśnię - zapewnił.
- Mogę ją zobaczyć?
- Tak oczywiście, jest w sali 207 - powiedział.
- Dziękuje doktorze - zamknąłem zrezygnowany za sobą drzwi. Nie mogłem tak od razu do niej pójść. 'Kurwa to nie może być prawda!' - pomyślałem. Usiadłem na pobliskim krześle i zasłoniłem dłońmi twarz. W mojej głowie huczało wiele różnorakich myśli, a z oczu popłynęły mi łzy. Dlaczego ona? Taka piękna, młoda dziewczyna. Nie mogłem zrozumieć powodu tego wszystkiego. Poczułem na swoich plecach czyjeś ramię.
- Co jest stary? - usłyszałem głos Harrego. Nie wytrzymałem i przytuliłem mocno jego tors. Potrzebowałem wsparcia. Chłopak nic nie mówił. Odwzajemnił mój gest i czekał aż sam zacznę mówić.
- Justine prawdopodobnie jest chora. Ma białaczkę - szepnąłem do ucha przyjaciela.
- Co? - odsunął się ode mnie - I ty siedzisz tu jak kołek. Leć do niej i ją wspieraj! - krzyknął i podniósł mnie z krzesła - Ona cię potrzebuje stary. Jesteś calym jej światem, a ona twoim. Osobno nie dacie rady. Musicie walczyć! Rozumiesz?! - krzyczał na mnie.
- Masz racje - stanąłem prosto - Idę! - dodałem pewnie, ale gdy zacząłem zbliżać się do jej sali, lekko zwątpiłem.
- Idź do niej - poczułem rękę przyjaciela na plecach - Ja wyjaśnie wszystko chłopakom.
- Dzięki Harry - uśmiechnąłem się lekko i nacisnąłem klamkę.
W pomieszczeniu znajdowało się jedno łóżko. Białe pomieszczenie wypełniało światło wpadającego słońca. Podszedłem do stojącego na środku łóżka. Usiadłem na krześle obok. Justine była podłączona do maszyny obok, a ta wydawała monotonny dźwięk. Leżała w białej, szpitalnej pościeli. Taka drobna i niewinna. Miała zamknięte powieki i lekko oddychała.
- Boże jak ja cie kocham Jus - szepnąłem. Podniosłem się delikatnie i musnąłem jej wargi. Tak brakowało mi smaku jej słodkich ust. Przesunąłem lekko jej ciało i położyłem się na łóżku, obok dziewczyny. Objąłem jej ciało swoim ramieniem i przytuliłem mocno do siebie. Złapałem jej delikatną dłoń i zacząłem bawić się jej palcami. To zajęcie zawsze mnie uspokajało.
Po kilku minutach na jej twarzy dostrzegłem promienny uśmiech, a powieki się otworzyły. Spojrzała swoimi błękitnymi tęczówkami prosto w moje oczy. Złapała moją twarz w swoje dłonie i namiętnie mnie pocałowała.
- Louis, co ja tu robię? - zapytała spokojnie, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Podobno zemdlałaś - szepnąłem - Jus.. ja cię tak bardzo przepraszam, że zostałaś sama. To się nie powinno.. - zacząłem się tłumaczyć, ale przerwała mi kładąc swój palec na moich wargach.
- Daj spokój Lou. Jest w porządku. Kocham Cię - pocałowała mnie delikatnie i wtuliła się w mój tors. Poczułem zapach cudowny zapach i lekko się rozluźniłem. Niestety musiałem jej powiedzieć prawdę.
- Jus.. - zacząłem.
- Louis możesz mi powiedzieć o co tu w tym wszystkim chodzi? Raczej nie trzymali by mnie tak długo w szpitalu z powodu zwykłego zasłabnięcia, nie? - spytała swoim słodkim głosem. Moja mina spoważniała. Dziewczyna to zauważyła. Złapała mnie za podbródek i spojrzała w moje oczy.
- Tommo musisz być ze mną szczery. Przyjmę wszystko, rozumiesz - powiedziała spokojnie.
Zaczerpnąłem powietrza i wydusiłem z siebie ciężar.
- Lekarz mówi, że masz... - spojrzała na mnie z uśmiechem, czemu kurwa ona?! - białaczkę - dokończyłem. Na jej twarzy wciąż widniał zarys uśmiechu. Pocałowała mnie namiętnie.
- Dziękuje, że mi powiedziałeś. Wiesz może gdzie jest lekarz? - spytała, nad wyraz spokojnie.
- Powiedział, że niedługo do ciebie zajrzy - odpowiedziałem, ściskając jej dłoń.
- Dobrze, czy zostaniesz ze mną przy tej rozmowie? - ponownie spojrzała w moje oczy, a ja musiałem znów powstrzymywać się przed zatonięciem w jej tęczówkach.
- Oczywiście, jeśli chcesz. Zrobię dla ciebie wszystko Jus - zapewniłem ją.
- Dziękuje - pocałowała mnie namiętnie.
- Jak teledysk? - próbowała zmienić temat.
- Nie wiem. Teraz liczysz się ty słońce - przytuliłem ją i zacząłem namiętnie całować, niestety przerwało nam pukanie do drzwi. Do pomieszczenia wszedł lekarz. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, ale poczułem dotyk Justine. Chwyciła moją dłoń i lekko się uśmiechnęła.
- Dzień dobry, doktorze. Chcę, żeby Louis był przy naszej rozmowie - powiedziała pewnie. Byłem zaskoczony jej odwagą.
- Oczywiście - powiedział i przysiadł obok łóżka na krześle - To może zacznę. Jak już pewnie Louis ci powiedział, podejrzewamy u ciebie białaczkę - zaczął spokojnie - Oczywiście to nie przekreśla wszystkiego. Możesz poddać się chemioterapii i walczyć z chorobą. Istnieje też szansa przeszczepu szpiku.
- Doktorze, jakie są szanse? - dopytywała.
- Nie umiem tego stwierdzić. Przeszczep może się udać lub nie. Zawsze istnieje ryzyko. Chemioterapia jest wieloletnia. Czeka cię ciężka walka o życie.
- A jeśli nie poddałabym się leczeniu, to ile mam czasu? - zapytała pewnie.
- Nie mogę tak oszacować.. - zaczął.
- Ile? Rok, miesiąc? - nie ustępowała.
- Około roku, może mniej może dłużej. Wszystko zależy od szybkości rozprzestrzeniania się nowotworu po organizmie.
- Dobrze. W takim razie ja nie chce się leczyć - powiedziała pewnie.
- Co? - byłem zaskoczony.
- Tommo spokojnie - złapała moją dłoń.
- Jak to kurwa nie chcesz się leczyć skoro jest cień nadziei to trzeba walczyć - krzyknąłem.
- Louis ty nie wiesz co mówisz. Chemioterapia odbierze mi życie. Nie chce spędzić każdej minuty na szpitalnym łóżku i czuć się fatalnie każdego dnia. Moja babcia miała raka piersi. Nawet nie wiesz jak ona się męczyła. Nie chce takiego życia. Pragnę spędzić ten czas z tobą. Cieszyć się każdą chwilą i korzystać z życia, a nie patrzeć na świat przez szpitalne okno - powiedziała ze łzami w oczach. Nie mogłem zrozumieć jej słów.
- Przepraszam - szepnąłem i wyszedłem z pokoju. Oparłem się o ścianę i osunąłem się w dół. Opadłem na ziemię i znów zacząłem płakać. Podbiegł do mnie Liam.
- Co z Jus? - spytał zdenerwowany.
- Ona... Ona się nie chce leczyć rozumiesz! Nie chce! - krzyczałem zapłakany. Chłopak usiadł obok mnie i lekko się zastanowił.
- Musisz ją trochę zrozumieć stary - zaczął - Jest cholernie odważna, jeśli postanowiła się nie leczyć. Ona nie przegrała Louis. Ona wygrała rozumiesz. Postawiła na swoim. Chce żyć tak jakby nigdy się o tym nie dowiedziała. Pragnie spędzić z tobą każdą wolną chwilę, a nie w szpitalu. Jeśli mam być szczery to się z nią zgadzam i chyba zrobił bym to samo - dodał, a ja się zdziwiłem - Zrozum stary, ona wie ile ma czasu. Wykorzysta go tak jak będzie chciała. Nie zmarnuje żadnej chwili, a my siedzimy i zastanawiamy się nad wszystkim. Ona po prostu będzie ryzykować i brać życie garściami. W sumie to jej nawet zazdroszczę - zakończył.
Zacząłem zastanawiać się nad jego słowami. Doszedłem do wniosku, że miał rację. Jezu jakim ja jestem idiotą. Powinienem ją wspierać. Ona jest pewnie zdołowana, a ja jeszcze jej nie pomagam. Kocham ją i tylko to się liczy. Podniosłem się z ziemi i wszedłem do jej pokoju. Lekarz właśnie żegnał się z dziewczyną i opuścił salę.
- Przepraszam Jus - ucałowałem jej czoło - powinienem zaakceptować twoją decyzję. Cokolwiek zrobisz wiedz będę z tobą - zapewniłem ją i usiadłem obok łóżka. Uśmiechnęła się do mnie i usiadła na pościeli. Schyliła się nade mną i mocno mnie pocałowała.
- Kocham cię Louis - szepnęła mi do ucha i usiadła na moich nogach.
- Też cię kocham słońce - przytuliłem ją mocno i zaciągnąłem się jej zapachem.
- Zabierz mnie stąd - szepnęła mi do ucha. Uśmiechnąłem się lekko i wstałem trzymając ją na rękach. Nie wiele myśląc wyszedłem z pomieszczenia.
***
Witajcie. Dziękuje za wszystkie ciepłe słowa.
Mam nadzieje, ze spodoba się wam perspektywa Louisa.
Liczę, że zostawicie motywujące komentarze :-)
wspaniale piszesz <3
OdpowiedzUsuńkochana DLACZEGO! DLACZEGO! dlaczego chcesz ją tak w szybkim czasie uśmiercic od samego początku tego rozdziału ryczę mam całą twarz mokrą tak samo jak rękawy... ja rozumiem musi się coś dziac no ale UGHHH... no nie mogę jeszcze ta piosenka właśnie jaka t jest zajebista no ale to już na marginesię powinnam w tym momencie się zalekramowac to znaczy sw bloga ale nie chcę się poniżyc przy takim pisaniu iii z szacunku do cb to co piszesz jest niesamowite czakam na nexta i wiedz że mimo to że wcześniejszy komentarz mi się usunoł nadal ryczę i nie mogę złapac oddechy dobra koniec :,,,,,,,,(
OdpowiedzUsuńSMUTNO ale zobaczymy jak przez ten nie cały rok będzie im życie mijac no to do następnego rozdziału dużo weny i buziaki :*
Dobrze. Muszę to oficjalnie powiedzieć - it's official - jesteś moim mistrzem. Naprawdę. Rzadko płaczę, czytając opowiadania. Muszą mnie bardzo poruszyć. Ogólnie przy książkach czy filmach nie mam z tym trudności, ale z fanfickami jest nieco inaczej. Ty mnie strasznie poruszyłaś. Płakałam od początku do końca rozdziału jak małe dziecko.
OdpowiedzUsuńTak sądziłam, że będzie chodził o jakąś poważną chorobę. Sam wstęp... dziewczyno, miałam gęsią skórkę, kiedy go czytałam. Potem... było tylko... lepiej? gorzej? sama nie wiem. Ta diagnoza i decyzja Justine... Z jednej strony ją rozumiem, ale z drugiej... Nie wiem, czy postąpiłabym tak samo jak ona. Raczej bym walczyła. Ale potrafię zrozumieć pobudki, jakie nią kierują.
Co jest w tym wszystkim najpiękniejsze? Że ma takiego cudownego chłopaka. Louis w stu procentach wywiązał się ze swojej roli. I teraz MOJE wymagania wzrosły tak bardzo, że myślę, że zostanę starą panną. Serio.
Czarujesz, czarujesz, curly sister! :* Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, wiesz o tym :*
Ej no, nie! To się nie może tak skończyć, to jest za fajne! Ja nie mogę no, o mało się nie poryczałam, boż. Dobra okej, rozdział świetny poza tym że chcesz nam uśmiercić Jus! :/ Czekam na next
OdpowiedzUsuńO Boże to jest boskie, tylko dlaczego, dlaczego taka młoda dziewczyna ma umierać, dlaczego ? Ale taki jest świat a to w końcu tylko opowiadanie, ale trzeba się pogodzić, że takie przypadki zdarzają się w życiu codziennym i nikt, ani nic tego nie zmieni. Prawdziwa miłość jest wtedy gdy druga osoba akceptuje wszystkie decyzje swojej ukochanej... i tak właśnie jest w tym opowiadaniu. Żyjmy chwilą, nie oglądajmy się za siebie, nie myślmy co by było gdyby...
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny, a w między czasie zapraszam do siebie http://armsdownherewego.blogspot.com/
Pozdrawiam <3
Ale przygnębiający rozdział.. No, ale od samego prologu można było się dowiedzieć, że Jus zostanie uśmiercona i prędzej czy później musi do tego dojść :) Naprawdę jestem pełna podziwu dla Ciebie i tego jak piszesz to jest takie wspaniałe i prawdziwe bo to nie będzie kolejne opowiadanie z serii "i żyli długo i szczęśliwie" to mi się właśnie w tym wszystkim podoba. Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział i ciepło pozdrawiam :*/Klaudia
OdpowiedzUsuńtylko nie to... błagam.
OdpowiedzUsuńtylko nie Justine. dlaczego ;c
od samego początku rozdziału, od Louisa siedzącego na cmentarzu, miałam łzy w oczach. przecież oni nie mogą zostać rozdzieleni. chociaż... myślę, że taka miłość nigdy nie ginie. nawet jeśli Justine odejdzie, ich miłość będzie trwała cały czas. a kiedy nadejdzie czas Lou, odejdzie do niej i znowu będą razem szczęśliwi...
niemniej, jestem zrozpaczona i zachwycona jednocześnie.
jesteś wspaniała.
buziaki,
@BloodyDame
Jeju ja płaczę naprawdę płacze..poruszyłaś temat choroby prze ktorą straciłam kilku czlonkow rodziny :'( .. Boże ona nie moze umrzeć..na pewno pomylili się z wynikami,,prawda? Jeszcze się okaże że ona będzie żyć ! Czekam z niecierpliwością na następny rozdzial.. Kocham Cię i to opowiadanie ! xx @szustynkaAa
OdpowiedzUsuńTo jest przepiękne! Naprawdę nie mogę powstrzymać płaczu. Po tym rozdziale wiem, że nawet śmierć ich nie rozłączy. Masz talent do pisania. Bardzo mi się to podoba. Jak przeczytałam ostatnie słowa w tym rozdziale to się tak rozkleiłam. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńN<3
Błagam czemu? Ja rzadko wzruszam się przy filmach, opowiadaniach lub książkach ale teraz pod koniec już nie wytrzymałam. Zamoczylam sobie całą klawiaturę. Białaczka- choroba znana dla mojej rodziny ponieważ moj wujek na nia niestety zmarł. A rak w przypadku babci Jus... Więc moja babcia zmarła na raka gdy miałam 2 lata nawet jej nie pamiętam. Między innymi Dlatego ten rozdział wywołał u mnie tyle emocji. Rozumiem Jus ja na jej miejscu chyba także nie zaczęłabym się leczyć. Wolałabym spędzić swe ostatnie dni życia z bliskimi. Dobrze, że ona ma Lou przy sobie oraz całą resztę. Rzadko to pisze oraz mówię ale Kocham Cię! Dziękuje za to co robisz. Czekam na następny:*
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Aword. Szczegóły u mnie na blogu.
Usuńmy-life-is-a-big-pain.blogspot.com
Kurde, jak czytałam ten rozdział, łzy spływały mi po policzkach, serio. Jus jest niezwykle odważna. Wiesz, niby bd korzystać z czasu, jaki jej pozostał, ale już sobie wyobrażam, jak Louis przeżyje jej śmierć. To będzie straszne, ale świadomość, że wykorzystali pozostały jej czas mu pomoże. I to, że ona odejdzie szczęśliwa :) Zajebiste <3 A piosenka do rozdziału hdhjskjhd *.* Uwielbiam cię dziewczyno! @take_you_there
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział do siebie :) klaudiatomlinsonlovesonedirection.blogspot.com